– Nie, nie, traktat nie! – skandowali taksówkarze maszerujący główną ulicą Dublina. – Jesteśmy pierwszymi ofiarami traktatu, który otwiera drogę do wolnoamerykanki na rynku. Niedawno wprowadzono przepisy, które niemal każdemu umożliwiają zostanie taksówkarzem. W efekcie zarabiam dwa razy mniej niż dawniej – mówi Eddie, który od 20 lat jest kierowcą.
To, że Irlandia wywalczyła gwarancje nienaruszalności podatków, przepisów obyczajowych i neutralności, go nie przekonuje. – Czujemy się odpowiedzialni za całą Unię, która z pewnością, gdyby miała szanse, to traktat by odrzuciła – mówi. Policja próbowała przekonać demonstrantów, aby wznosili inne hasła, bo w czwartek obowiązywała już cisza przed dzisiejszym referendum.
[srodtytul]„Co z naszym głosem?”[/srodtytul]
Obóz przeciwników traktatu próbował na różne sposoby obejść zakaz prowadzenia agitacji. Jedno ze stoisk stało wczoraj w samym centrum Dublina przy 120-metrowej iglicy upamiętniającej nowe tysiąclecie, jak gdyby rzucając wyzwanie władzom. Nad stolikiem powiewało prześcieradło z wydrukowanym napisem „Gratulacje. Macie prawo wyrazić swoje zdanie. 495 milionom Europejczyków nie dano takiej szansy”.
Policjanci nie wiedzieli, co zrobić, bo przy stoisku nie było ani jednego Irlandczyka. – Jestem Brytyjczykiem i promuję książkę poświęconą Irlandczykowi, który już w 1881 roku przewidział, że Europa będzie się tak dalece integrować, aż zakończy się to katastrofą. Pisałem ją dziewięć lat– mówi Francis Codjoe junior, z dumą pokazując opasłe tomisko.