W ciągu paru chwil ulice Lahore przeistoczyły się wczoraj rano w pole bitwy. Trzy oddziały doskonale zorganizowanych terrorystów zaatakowały mniej więcej w tym samym czasie siedzibę Federalnej Agencji Śledczej i dwa ośrodki szkoleniowe, w tym jeden dla elitarnych oddziałów antyterrorystycznych. Napastnicy zostali pokonani dopiero po paru godzinach walki. Jednocześnie w mieście Kohat doszło do samobójczego zamachu na posterunek policji. W atakach tych zginęło co najmniej 38 osób. Do wszystkich operacji przyznali się talibowie.
[srodtytul]Czarna seria[/srodtytul]
– Wróg wypowiedział nam wojnę partyzancką. Naród powinien się zjednoczyć przeciw tej garstce terrorystów – oświadczył szef MSW Rehman Malik. Jeszcze niedawno władze twierdziły, że talibowie, którzy działają po obu stronach granicy z Afganistanem, są w głębokim odwrocie. Wydarzenia ostatnich tygodni wyraźnie temu przeczą.
W poniedziałek związani z talibami terroryści przeprowadzili zuchwały atak na siedzibę najwyższego dowództwa pakistańskiej armii w Rawalpindi. Do napaści doszło, mimo że tydzień wcześniej prasa, powołując się na źródła rządowe, podała informację, że taki atak jest planowany. Przebrani w wojskowe mundury terroryści uderzyli dokładnie w sposób, który przewidywały media. Zabili sześciu żołnierzy, w tym dwóch wysokich rangą oficerów. – Na szczęście nie udało im się pokonać pierwszego kręgu zabezpieczeń – mówi „Rz” Rasul Bakhsh Rais, politolog z Lahore.
Nieprzypadkowo terroryści biorą na celownik wojsko i policję. – Armia od początku istnienia Pakistanu była gwarantem stabilności i integralności politycznej państwa. Dlatego wraz ze służbami porządkowymi jest celem ataku islamskich fundamentalistów, dla których największym wrogiem jest obecne państwo i jego instytucje – wyjaśnia „Rz” dyrektor Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW profesor Edward Haliżak.