Dlaczego o tym historycznym wydarzeniu ma opowiadać akurat Władimir Władimirowicz (wówczas szeregowy pracownik drezdeńskiej rezydentury KGB), występując obok byłego prezydenta Związku Radzieckiego Michaiła Gorbaczowa, byłego prezydenta RFN Richarda von Weizsäckera i ostatniego komunistycznego przywódcy NRD Egona Krenza? – Bo zrobił wiele dla zburzenia muru – tłumaczył dziennikowi „Kommiersant” autor filmu „Mur” Władimir Kondratiew.
Dziennikarz, w przeszłości wieloletni korespondent rosyjski w Niemczech, podkreśla, że Władimir Putin odczuł niemieckie przemiany na własnej skórze. Przypomina o znanym fakcie z biografii rosyjskiego premiera. Kiedy demonstranci w Dreźnie zdemolowali siedzibę Stasi, to samo chcieli zrobić z budynkiem, w którym pracowali radzieccy agenci. Putin wyszedł wtedy do nich i zdołał wyperswadować im ten pomysł.
Muru nie zburzył, ale z pewnością przyciągnie widzów przed ekrany skuteczniej niż Michaił Gorbaczow, który dziś wywołuje u Rosjan co najmniej mieszane uczucia.
– To normalne, że Putin jako świadek tamtych wydarzeń o nich opowiada. Nienormalne jest robienie z niego bohatera, jakby to on rozwalił mur – mówi „Rz” Boris Reitschuster, niemiecki dziennikarz i znawca Rosji, korespondent niemieckiego „Focusa”.
W latach 1985 – 1990 Putin był w Dreźnie na swojej pierwszej zagranicznej placówce. Pracował jako dyrektor Domu Przyjaźni Radziecko-Niemieckiej i rezydent KGB. Miał się zajmować między innymi werbowaniem studentów. Nie był żadnym superszpiegiem, tylko szeregowym agentem KGB.