– Głównym celem wizyty Manmohana Singha w USA było podkreślenie wagi wzajemnych stosunków i przełamanie poczucia, że nowa administracja lekceważy Indie. Barack Obama starał się więc pokazać, że wcale o Indiach nie zapomina – tłumaczy w rozmowie z „Rz” Dhruva Jaishankar, ekspert ds. Azji z waszyngtońskiego oddziału German Marshall Fund.
Hindusi czuli się ignorowani choćby ze względu na to, że podczas podróży do Azji Obama odwiedził Chiny i Japonię, ale nie znalazł już czasu na wizytę w New Delhi. Do Indii poleciała wprawdzie w lipcu sekretarz stanu Hillary Clinton, ale jej rozmowy trwały tam zaledwie jeden dzień. Indie, które miały świetne relacje z USA za George’a W. Busha, zaczęło niepokoić to, że Biały Dom skupia się teraz na relacjach z Pakistanem, Afganistanem oraz Chinami.
[srodtytul]Królewskie powitanie[/srodtytul]
Obama gościł więc przywódcę największej demokracji na świecie z najwyższymi honorami w ramach pierwszej oficjalnej państwowej wizyty, którą przyjął w czasie swojej prezydentury. Na Manmohana Singha i jego małżonkę czekał w Waszyngtonie niezwykły pakiet powitalny, który prezydencka administracja trzyma w zanadrzu tylko dla najważniejszych gości. Dzień rozpoczął się od uroczystego powitania przed Białym Domem, podczas którego premier i prezydent USA wygłosili przemówienia naszpikowane wzajemnymi zapewnieniami o przyjacielskich więzach, wspólnych wartościach i konieczności ścisłej współpracy w walce z terroryzmem, rozprzestrzenianiem broni atomowej, ubóstwem i zmianami klimatu.
– Przywożę przyjacielskie pozdrowienia miliarda mieszkańców Indii – mówił Singh. Po spotkaniu w cztery oczy w Gabinecie Owalnym Obama podkreślał, jak świetne są relacje między Waszyngtonem i New Delhi, a także wychwalał indyjski postęp gospodarczy i pokojową usposobienie premiera tego kraju.