O tym, że na tej pierwszej w historii Litwy paradzie może być gorąco, wiadomo było już od kilku dni. Pełniący obowiązki prokuratora generalnego Raimondas Petrauskas twierdził, że otrzymał informacje, iż podczas imprezy może dojść do niebezpiecznych dla jej uczestników wydarzeń. Dlatego 3 maja wniósł do sądu o zakazanie parady. I sąd taki zakaz wydał.
Zakaz skrytykowała jednak prezydent Litwy Dalia Grybauskaite, a w piątek Litewski Najwyższy Sąd Administracyjny rozpatrzył apelację od wyroku. W postanowieniu NSA mówi się, że sędziowie kierowali się europejską konwencją praw człowieka oraz praktyką Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Wynika z nich, że państwo jest zobowiązane do zagwarantowania prawa do pokojowych zgromadzeń wszystkim, także osobom należącym do mniejszości lub mającym niepopularne poglądy.
Lider Ligi Gejów Litwy Władimir Simonko – główny organizator imprezy – dowodził, że „bezpieczeństwo będzie gwarantowane“. – Wszyscy będą bezpieczni i zadowoleni, tylko proszę o cierpliwość – mówił portalowi Delfi.lt. Ale policja szykowała się na najgorsze.
Szef wileńskiej policji Kestutis Lanczinskas informował, że podpisał rozkaz przeszukania przed paradą wszystkich podejrzanych. – Za posiadanie zabronionych przedmiotów będą skazywani w trybie administracyjnym. Zgodnie z prawem chodzi nie tylko o pałki, płyny zapalające, kamienie i inne ciężkie przedmioty, ale i o jajka, pomidory itp. Ich przynosić nie wolno – podkreślał. Zapowiedział, że na miejsce zbiórki uczestników parady zostanie wpuszczonych nie więcej niż 350 osób, bo taką liczbę zapowiedzieli organizatorzy. W nocy z 7 na 8 maja omal nie spaliło się biuro organizacji obrony mniejszości seksualnych Stowarzyszenie na rzecz Tolerancji. Najpierw nieznane osoby wybiły okna kamieniami, a potem wrzuciły do środka koktajle Mołotowa. Na szczęście nie doszło do wybuchu i pożaru.
W samej paradzie, według różnych danych, wzięło udział około 500 osób. Przeciwników było dwa lub trzy razy więcej, a pilnowało ich 600 policjantów, niektórzy na koniach, inni – z psami. Wśród gejów i lesbijek pojawili się europejscy politycy, między innymi szwedzka minister ds. europejskich Birgitta Ohlsson. – Dziś maszerujemy dla wolności, dziś maszerujemy dla równości, dziś maszerujemy dla Europy. Nigdy nie zaakceptujemy homofobii, która chciałaby przejąć nasze ulice – mówiła. Obecnych było pięciu eurodeputowanych i kilku ambasadorów, m.in. brytyjski i francuski, a także kilkudziesięciu działaczy organizacji praw człowieka Amnesty International i wielu innych cudzoziemców. Przyszło natomiast jedynie dwóch posłów litewskiego Sejmu. Uczestnicy nieśli wielką flagę w kolorach tęczy i plakaty „Prawa człowieka są moją dumą“ oraz „Inne rodziny, ta sama miłość“. Jak wskazywały badania opinii publicznej, około dwóch trzecich obywateli Litwy sprzeciwiało się organizacji parady.