Niewielkie, lekkie, pomalowane na jasne kolory drony od lat służą amerykańskiej armii do likwidacji przeciwników w Afganistanie, Iraku czy Pakistanie. Dzięki nim, nie narażając życia komandosów, zabito dziesiątki rebeliantów. Uratowały życie polskim żołnierzom podczas bitwy stoczonej w 2009 roku niedaleko od bazy w Ghazni.
„Gdyby nie rakiety odpalone z amerykańskich bezzałogowców, nie wiadomo, jak by się to skończyło, bo naszym chłopcom zaczęło brakować amunicji” – mówił polski oficer cytowany przez tygodnik „Polityka”.
Wykorzystanie samolotów bezzałogowych przez wywiad budzi jednak ogromne wątpliwości obrońców praw człowieka. Operatorzy dronów, siedząc sobie spokojnie przed monitorami w kwaterze głównej CIA w Wirginii, mogą za pomocą kilku ruchów zabić kilkadziesiąt osób. Szacuje się, że za rządów prezydenta Baracka Obamy liczba ataków z ich udziałem w samym Pakistanie wzrosła tylko w 2009 roku o niemal połowę.
Technologię do zdalnych egzekucji wykorzystują także Rosja i Izrael. Zdaniem ekspertów ta lista wkrótce się powiększy. Raport w tej sprawie ma w czwartek przedstawić Radzie Praw Człowieka ONZ w Genewie Philip Alston, profesor prawa na Uniwersytecie Nowego Jorku.
– Musimy ustalić reguły, które będą dotyczyły wszystkich państw – przekonywał w wywiadzie dla Radia ABC. Podkreślał, że przy tego rodzaju akcjach państwa nie chcą się stosować do wymogów przejrzystości i odpowiedzialności, kluczowych dla międzynarodowego prawa humanitarnego.