Horror Jaycee Lee Dugard rozpoczął się w czerwcu 1991 roku. Drobna jedenastoletnia dziewczynka o niebieskich oczach i blond włosach czekała wówczas niedaleko domu na szkolny autobus, gdy porywacze wciągnęli ją do środka samochodu. Całe zdarzenie widział ojczym, który najpierw próbował dogonić zboczeńca, a zaraz potem zadzwonił na policję. Mimo zakrojonych na szeroką skalę poszukiwań i wyznaczenia wysokiej nagrody dla informatorów dziewczynki nie udało się wówczas odnaleźć.
Porywacz – Phillip Garrido – przez 18 lat trzymał ją w ukrytej za wysokim płotem nędznej szopie. To tam przez kilkanaście lat zboczeniec regularnie ją gwałcił. W takich prymitywnych warunkach Dugard urodziła mu też dwie dziewczynki.
Wolność odzyskała dopiero w sierpniu zeszłego roku. Piekło, przez które przeszła kobieta, mogło jednak się skończyć o wiele wcześniej, gdyby policja lepiej przykładała się do obowiązku kontrolowania osób skazanych wcześniej za przestępstwa seksualne. Mimo że zwolniony warunkowo Garrido miał na koncie 50-letni wyrok za porwanie i gwałt na 25-letniej kobiecie, nie był należycie nadzorowany przez kuratora. Co więcej, gdy w 2006 roku sąsiedzi zboczeńca zawiadomili szeryfa, że podejrzewają, iż na podwórku Garrido mieszkają jacyś ludzie, policjant nie przeszukał nawet posesji. Kobietę uwolniono więc dopiero trzy lata później. I to tylko dzięki temu, że 58-letni porywacz w towarzystwie dwójki dzieci rozdawał na Uniwersytecie Kalifornii religijne ulotki, mimo że miał sądowy zakaz przebywania w towarzystwie nieletnich.
Prawnicy 30-letniej obecnie Jaycee Dugard i jej rodziny przekonywali, że skoro stan nie wywiązał się z obowiązku kontrolowania wypuszczonych na wolność gwałcicieli, to powinien wypłacić odszkodowanie za straty psychiczne, emocjonalne i fizyczne. W czwartek władze Kalifornii zgodziły się na ugodę i wypłacenie 20 milionów dolarów. Za takim rozwiązaniem niemal jednogłośnie opowiedzieli się wszyscy członkowie lokalnego parlamentu, ponieważ stanowi prawnicy ostrzegali, że jeśli o wysokości odszkodowania będzie decydować ława przysięgłych, to może być ono o wiele, wiele wyższe. Jak informuje dziennik „The Sacramento Bee”, z analiz ekspertów wynika bowiem, że Dugard i jej dwie nastoletnie córki – które nigdy nie chodziły do szkoły – niemal na pewno do końca życia będą wymagały pomocy z zewnątrz.
Dugard ma też teraz nowe problemy. Uporczywie kontaktu z nią szuka bowiem jej biologiczny ojciec Kenneth Slayton. W czerwcu kobieta wprost mu dała do zrozumienia, że zależy mu jedynie na wzbogaceniu się na jej losie. Rzecznik prasowy rodziny przekonywał, że Slayton przez pierwsze 29 lat życia córki w ogóle nie interesował się jej losem, a teraz ona nie chce oglądać jego.