[b]Rz: Czy idea Big Society ma szansę przejść do historii jak reformy Margaret Thatcher?[/b]
[b]Matt Qvortrup:[/b] Zazwyczaj takie idee są oceniane po latach. Tak było z reformą Margaret Thatcher. Dopiero po jej odejściu ze stanowiska dostrzeżono, jak wielki wpływ miała na społeczeństwo i jak zmieniła kraj. Trzeba więc będzie poczekać z ocenami. To, że pomysł nie przebił się przed wyborami, pokazuje, że nie jest wizerunkowo porywający. Ale mimo to może być bardzo pożyteczny.
[b]Laburzyści uważają, że to zasłona dymna, która ma odwrócić uwagę od cięć.[/b]
Pomysł przekazania większej władzy w ręce społeczności lokalnych został dobrze przyjęty przez Brytyjczyków. Nawet lewicowe gazety, takie jak „Guardian”, dobrze go oceniły. Są oczywiście pewne zagrożenia z nim związane. Ludzie powinni mieć większy wpływ na decyzje dotyczące ich życia, ale nie powinni być do tego przesadnie popychani. To prawda, że społeczeństwo często podejmuje trafne decyzje, nawet kiedy nie ma do tego specjalnych mechanizmów. Tak było, kiedy rząd Thatcher próbował wprowadzić lokalny podatek Poll Tax, który byłby równy dla wszystkich niezależnie od stopnia zamożności. Ludzie po prostu wyszli wtedy na ulice i rząd musiał zrezygnować z niesprawiedliwej daniny. Dobrze mieć mechanizmy dające ludziom możliwość jak najlepszego egzekwowania swoich praw i wpływania na polityków. Ale nie próbujmy stworzyć drugiej Szwajcarii. Nie można obywatelom nakazać, aby wyręczali polityków, bo się szybko wyczerpie ich potencjał. A wtedy przestaną reagować, nawet gdy ich interesy będą naprawdę zagrożone.
[b]Ma pan poczucie, że za czasów laburzystów państwo przejęło odpowiedzialność za życie ludzi w zbyt wielu obszarach?[/b]