„Traktują nas ciągle, jakbyśmy byli z innej planety” – pisał niedawno korespondent niemieckiej agencji prasowej DPA po analizie kilku przewodników po Niemczech dla anglosaskich turystów.
Jest ich coraz więcej. Berlin jest już, po Paryżu i Londynie, najczęściej odwiedzaną stolicą europejską (wyprzedził podobno Rzym). Jednak do żadnego z tych miast Anglosasi nie przyjeżdżają z tak mocno ukształtowanym wizerunkiem tubylców.
W wyobraźni wielu z nich przeciętny obywatel RFN występuje nadal w skórzanych spodenkach i przy kuflu piwa ciągle marzy o wielkości Niemiec. Takich Niemiec już nie ma, ale i tak Anglicy przeżywają w Niemczech szok kulturowy. A powinni być przygotowani chociażby po lekturze przewodnika o tytule: „Culture Shock Germany”.
Wystarczy, że zboczą z turystycznego traktu i zajrzą do parku Tiergarten, położonego w pobliżu pomnika Holokaustu w centrum Berlina. A tam na trawnikach panowie i panie opalają się nie tylko topless, ale i bez dolnej części garderoby. Podobnie w ogrodzie angielskim w Monachium. To rzeczywiście szokuje Wyspiarzy, jak i plaże, gdzie nagość jest na porządku dziennym.
Autorkę przewodnika „Planet Germany” dziwi co innego. „Cały świat nie skąpi pieniędzy na usunięcie owłosienia pod pachami, a Niemcy starają się, aby było jak najbardziej okazałe” – pisze. W przewodnikach pełno opisów dotyczących braku higieny w damsko-męskich szatniach i saunach oraz o miłości, jaką darzą Niemcy swe bmw, audi i mercedesy, którym należy się pierwszeństwo na autostradach.