Pastor niewielkiego Kościoła Dove World Outreach Center, zapowiadał, że paląc egzemplarze Koranu odda hołd ofiarom zamachów terrorystycznych z 11 września 2001 roku. Przeciw jego akcji od kilku dni protestowali muzułmanie na całym świecie. Do porzucenia kontrowersyjnego pomysłu wzywały Terry’ego Jonesa najważniejsze światowe osobistości, m.in. prezydent Barack Obama, a także sekretarze generalni NATO i ONZ, służby dyplomatyczne UE i Watykanu oraz prezydenci i premierzy wielu krajów. Dowódca amerykańskich sił w Afganistanie gen. David Petraeus ostrzegał, że paląc Koran Jones narazi życie wielu Amerykanów. Według Obamy taka akcja napędziłaby Al Kaidzie licznych nowych rekrutów. Interpol wydał zaś w czwartek komunikat skierowany do 188 państw, w którym ostrzegał przed „dużym prawdopodobieństwem” ataków podczas palenia Koranu.
Jones długo odmawiał zmiany zdania, podkreślając, że Ameryka nie może wciąż ustępować. – Musimy wskazać na radykalnych islamistów, kazać im się zamknąć i przestać robić to, co robią, ponieważ nie będziemy się przed nimi kłaniać ani przed nimi klękać – wyjaśniał na antenie CNN, podkreślając, że zamierza „spalić książkę, a nie zabić ludzi”.
Wczoraj późnym wieczorem polskiego czasu ogłosił jednak, że Koran oszczędzi. Nie wiadomo, czy na podjęcie przez niego ostatecznej decyzji wpłynęły słowa wielkich tego świata, telefon od sekretarza obrony Roberta Gatesa, zapowiedź lokalnych władz, że obciążą go kosztami zapewnienia bezpieczeństwa podczas sobotniej akcji czy wizyta agentów FBI, ostrzegających przed wzrostem ekstremistycznych nastrojów.
[wyimek]Organizatorzy budowy meczetu niedaleko Strefy Zero twierdzą, że żadnego pozrozumienia nie było[/wyimek]
On sam poinformował, że uzyskał zapewnienie, że jeśli odwoła swoją akcję, muzułmanie nie wybudują centrum islamskiego niedaleko miejsca, gdzie stały bliźniacze wieże World Trade Center i przeniosą je w inne miejsce. Plany zbudowania meczetu w pobliżu miejsca zamachów z 11 września od wielu miesięcy budzą bowiem ogromne kontrowersje.