To największa powódź w Australii od ponad pół wieku. Po ulewnych deszczach w czasie świąt Bożego Narodzenia powódź dotknęła połowę stanu Queensland o powierzchni 1 730 tys. km kwadratowych, czyli tyle, co Francja i Niemcy razem wzięte. W niedzielę żywioł odciął od świata ponad 20 miast. 200 tysięcy osób musiało opuścić swoje domy. Co najmniej dziesięć zginęło, większość utonęła w swoich samochodach. Kilkanaście osób uchodzi za zaginione. Drogi są nieprzejezdne. Nie działają lotniska, nie kursują pociągi.
Miasto Rockhampton, położone tysiąc kilometrów na północ od Sydney i liczące ponad 75 tys. mieszkańców, jest całkowicie odcięte od świata. Wojsko dostarcza mieszkańcom żywność za pomocą helikopterów. Większość ludzi została już w sobotę ewakuowana do wyżej położonych miast. Ci, którzy zostali, gromadzą zapasy paliwa i pieczywa. Kilkaset domów jest zalanych, nie ma prądu ani wody pitnej. W sąsiednich gminach mieszkańcy przygotowują się na najgorsze i budują wały ochronne z worków z piaskiem. Poziom wody wciąż rośnie i zdaniem władz w następnych dniach może osiągnąć nawet 13 metrów, gdyż fala powodziowa płynie w kierunku morza.
– Pod wieloma względami to kataklizm o rozmiarach biblijnych – ocenił w niedzielę minister finansów stanu Queensland Andrew Fraser. Według niego następstwa gospodarcze powodzi będą dramatyczne, gdyż całkowicie stanęło wy- dobycie węgla. Górnictwo to główne źródło dochodów w tym regionie. Powódź zniszczyła także pola uprawne i infrastrukturę. – Rozmiar szkód dostrzeżemy dopiero, gdy woda się cofnie, ale już teraz wychodzimy z założenia, że będzie to co najmniej miliard dolarów australijskich (około 3 miliardów złotych – red.) – podkreślił polityk. Zdaniem premier Australii Julii Gillard upłynie co najmniej tydzień, zanim woda się cofnie. Szefowa rządu zwołała więc kryzysowe posiedzenie gabinetu, by ustalić wysokość odszkodowań, które mają otrzymać ofiary powodzi. Mieszkańcy Queensland mogą liczyć na 25 tys. dolarów (76 tys. złotych) na osobę oraz nisko oprocentowane pożyczki na remont domów. Opozycji to jednak nie wystarczy. Domaga się, by rząd podjął odpowiednie kroki, aby zapobiec podobnym klęskom żywiołowym w przyszłości.
Zdaniem ekspertów nie będzie to łatwe. – Powódź w Queensland jest spowodowana cyklicznym fenomenem pogodowym zwanym La Nina. Temperatura oceanu w zachodniej części Pacyfiku rośnie, wzmaga się także wiatr, co powoduje burze i powstawanie cyklonów tropikalnych oraz obfite opady deszczu nad Indonezją i Australią – tłumaczy w rozmowie z “Rz” meteorolog Jim Dale z British Weather Services. Fenomen ten nie jest związany z ociepleniem klimatu i nie można mu zapobiec.
– Zazwyczaj opady są umiarkowane, ale w tym roku okazały się wyjątkowo obfite – dodaje meteorolog. Według niego klęski żywiołowe, które w 2010 roku nawiedziły świat, choć mogą wydawać się niezwykłych rozmiarów, zdarzały się także w przeszłości. – Ludzie mają krótką pamięć – mówi.