Na takie rozwiązanie zgodzili się niechętni mu do tej pory socjaliści, a także deputowani innych państw Partnerstwa Wschodniego: Ukrainy, Gruzji, Mołdawii, Armenii i Azerbejdżanu. Powodem jest brutalne stłumienie demonstracji i aresztowania opozycjonistów po kolejnych wyborach wygranych przez Aleksandra Łukaszenkę.
– Mam nadzieję, że to jedynie stan przejściowy, a nie rozwiązanie docelowe. Parlamentarzyści z Białorusi będą mile widziani, ale dopiero wówczas, gdy wolne wybory, uznawane przez cały świat, staną się rzeczywistością. Musimy widzieć proces demokratyzacji – oświadczył Jerzy Buzek, przewodniczący Parlamentu Europejskiego.
Eurodeputowani zdecydowali także o odwołaniu misji wyjazdowej na Białoruś. – Władze białoruskie postawiły warunki, które są nie do spełnienia – powiedział „Rz” Jacek Protasiewicz, szef delegacji UE – Białoruś, który miał uczestniczyć w misji. Po pierwsze chciały, by PE zwrócił się z prośbą o oficjalne zaproszenie do parlamentu białoruskiego. Po drugie nie zgodziły się na spotkania z osobami przetrzymywanymi w więzieniach i aresztach domowych. Wreszcie ambasador białoruski w Brukseli powiedział, że nie daje gwarancji przyznania wiz wszystkim członkom delegacji.
– O ile pierwsze dwa warunki mogły być jeszcze w jakiejś formie do przyjęcia i do obejścia, o tyle trzeci oznaczał, że misję lepiej odwołać – powiedział Protasiewicz. Według niego to właśnie on, jako jedyny Polak w misji, mógłby się stać obiektem białoruskich restrykcji. Za to, że Polska najwcześniej i najgłośniej krytykowała represje powyborcze na Białorusi i wprowadziła samodzielnie sankcje wizowe. Według Protasiewicza misja może dojść do skutku, jeśli władze zmienią zdanie.
Eurodeputowani chcieli pojechać do Mińska, aby na miejscu zapoznać się z argumentami stron: oficjalnych władz i opozycji, oraz ich interpretacji ostatnich wydarzeń na Białorusi.