Korespondencja z Waszyngtonu
Przez cały weekend tysiące osób w kilku afgańskich miastach protestowały przeciwko zbezczeszczeniu świętej księgi muzułmanów przez kontrowersyjnego duchownego w USA. „Śmierć Ameryce!" – krzyczeli demonstranci, paląc flagi Stanów Zjednoczonych i kukłę symbolizującą Baracka Obamę. Podczas trwających od piątku krwawych starć zginęło już ponad 25 osób, w tym siedmioro pracowników ONZ. Ponad sto osób zostało rannych.
Prezydent Afganistanu Hamid Karzaj wezwał więc amerykański Kongres do potępienia palenia Koranu i zapobieżenia podobnym incydentom w przyszłości.
Granice wolności słowa
W sobotę wieczorem Barack Obama wydał oświadczenie, w którym stanowczo potępił zarówno spalenie Koranu, jak i krwawe rozruchy. „Zbezczeszczenie każdego świętego tekstu, w tym Koranu, jest aktem skrajnej nietolerancji" – oświadczył prezydent USA, dodając, że „atakowanie i zabijanie w odwecie niewinnych ludzi jest obrazą ludzkiej przyzwoitości i godności". „Żadna religia nie usprawiedliwia mordowania i pozbawiania głów niewinnych ludzi i nie ma żadnego wytłumaczenia dla takich haniebnych i żałosnych działań" – podkreślił.
Specjalny wysłannik ONZ do Afganistanu Staffan de Mistura uważa, że odpowiedzialność za ostatnie akty przemocy ponoszą ci, którzy spalili Koran. – Nie sądzę, by winą można było obarczać jakiegokolwiek Afgańczyka. – podkreślił szwedzki dyplomata, dodając, że „wolność słowa nie oznacza wolności obrażania kultury, religii czy tradycji".