Częstsze inspekcje w instytucjach oferujących usługi seksualne oraz wprowadzenie kar dla klientów – takie są zamierzenia niemieckiego rządu. Tym sposobem miałyby ulec zaostrzeniu najbardziej liberalne w Europie, z wyjątkiem Holandii, przepisy dotyczące prostytucji.
Usługi seksualne zostały dziesięć lat temu zdefiniowane ustawowo jako działalność gospodarcza nieróżniąca się niczym od innych rodzajów usług. Prostytutki płacić więc powinny legalnie podatki, mogą zostać objęte ubezpieczeniem zdrowotnym, mają prawo do urlopów i zawierają z właścicielami domów publicznych zwyczajne umowy o pracę. To wszystko w teorii. W praktyce z takich możliwości korzysta znikoma liczba osób żyjących z nierządu.
Zmuszane do nierządu
– Najwyższy czas, aby zająć się poważnie analizą skutków ustawy o prostytucji – tłumaczy Margit Forster z berlińskiego oddziału organizacji Solwodi domagającej się od lat zaostrzenia przepisów. Według niej sprzyjają one szerzeniu się zjawiska prostytucji przymusowej. Z raportów Federalnego Urzędu Kryminalnego (BKA) wynika, że od 2005 roku stale rośnie liczba kobiet zmuszanych do nierządu.
W roku ubiegłym wykryto takich przypadków ponad 700. Niemal połowę ofiar stanowiły Bułgarki i Rumunki. To jednak zaledwie wierzchołek góry lodowej. W całej Europie ofiarami prostytucji przymusowej pada co roku ponad 40 tys. kobiet. Niemcy uchodzą przy tym za największy w Europie rynek usług seksualnych. Nierządem trudni się tu co najmniej 300 tys. kobiet oraz kilkanaście tysięcy mężczyzn. Dwie trzecie kobiet to cudzoziemki, w większości przebywające w Niemczech nielegalnie. Obroty całej branży wynoszą ok. 14 mld euro rocznie, a z usług prostytutek korzysta dziennie 1,2 – 1,5 mln mężczyzn.
Policja oraz inne służby jednak rzadko zaglądają do domów publicznych. To jeden z efektów działania ustawy. Ministerstwo ds. Rodziny i Kobiet chce zmienić ten stan rzeczy, nie tylko poprzez kontrole, ale także zaostrzenie przepisów o rejestracji domów publicznych.