Okólnik ściągnął na Watykan zarzuty, że jest zaledwie niezobowiązującą sugestią pod adresem episkopatów i mydleniem oczu, nie nakazuje bowiem bezwzględnego i natychmiastowego informowania władz świeckich o przestępstwach seksualnych, a nawet – że nie zniósł w tej sprawie tajemnicy spowiedzi.
Część tych zarzutów wynika zapewne z błędnych oczekiwań, że Kongregacja Nauki Wiary wyda szczegółowe instrukcje postępowania, zaostrzając przy okazji sankcje wobec podejrzanych i winnych. Tymczasem okólnik zobowiązuje episkopaty, by to one do końca maja 2012 roku opracowały własne wytyczne i przesłały je do Watykanu. Wynika z tego, że jeśli wytyczne nie będą spełniać oczekiwań, Stolica Apostolska je zmieni. Trudno dociec, dlaczego ten krok aktywizujący i zobowiązujący biskupów (oraz przełożonych zakonnych) do działania krytycy odczytali jako ponowne oddanie sprawy w ręce lokalnych hierarchów, którzy wielokrotnie w przeszłości okazali się niegodni zaufania. Właśnie dlatego, by uniknąć nieporozumień, okólnik dość ściśle ustala nieprzekraczalne „granice brzegowe".
Drugie nieporozumienie, dotyczące rzekomo fakultatywnego charakteru nakazu, wynika z dyplomatycznego tonu listu kongregacji towarzyszącego okólnikowi. Kardynał William Levada pisze, że opracowanie wytycznych „wydaje się stosowne", a potem, że każda Konferencja Episkopatu „proszona jest" o przesłanie ich Watykanowi. W języku Kościoła jest to uprzejmym tonem wyrażony rozkaz. Zresztą wszelkie wątpliwości w tej kwestii rozwiewa nota wyjaśniająca watykańskiego biura prasowego: „Wskazanie konkretnej daty i względnie krótki okres, w którym wszystkie Konferencje Episkopatu MUSZĄ (podkr. – p.k.) opracować wytyczne". Włoscy watykaniści piszą o „nałożonym na biskupów obowiązku" (Gian Guido Vecchi), a nawet o „ultimatum Watykanu wobec biskupów" (Elena Pucci).
Jeśli chodzi o współpracę z władzami świeckimi, wywołującą tyle emocji i będącą przedmiotem tylu karygodnych zaniechań ze strony biskupów, okólnik przypomina, że to jest ich powinność w ramach obowiązującego w danym kraju prawodawstwa. Trudno pojąć, dlaczego krytycy interpretują to jako zaproszenie do zamiatania sprawy pod dywan tam, gdzie będzie to możliwe.
Znany i często krytyczny wobec Kościoła watykanista Andrea Tornielli („La Stampa") w rozmowie z „Rz" podkreśla, że okólnik jest „wyważonym dokumentem w ramach tolerancji zero dla pedofilii w Kościele", a największa nowość to „bijący z niego apel o zmianę mentalności, szczególnie w stosunku do ofiar i ich rodzin, których dobro postawiono na pierwszym miejscu". Nie przypadkiem zdaniem Torniellego właśnie od tego zaczyna się okólnik poświęcający ofiarom dwa pierwsze „Aspekty ogólne". Chociaż dokument podpisał kardynał Levada, Tornielli widzi w nim twardą rękę Benedykta XVI, bezwzględnie walczącego z pedofilią w Kościele.