W rządzącej Partii Konserwatywnej zawrzało. Mark Pritchard, przewodniczący Komitetu 1922 – grupy zrzeszającej szeregowych posłów tego ugrupowania, zażądał od premiera Davida Camerona rozpisania w przyszłym roku referendum w sprawie zdefiniowania na nowo relacji między Wielką Brytanią a Unią Europejską.
„Bruksela stała się jarzmem, które dusi brytyjską niezależność. Brytyjczycy zmęczyli się Europą", napisał Pritchard w dzienniku „Daily Telegraph". Według niego, gdy w 1973 roku kraj przystępował do UE (wtedy EWG), miała to być organizacja wspólnego handlu. Dziś to twór polityczny, który istnieje tylko kosztem bogatszych państw.
„Wielomilionowe pożyczki udzielane na ratowanie bankrutów stanowią zagrożenie dla naszej kasy państwowej. Nie możemy już liczyć na to, że parlamentarzyści Partii Konserwatywnej będą nadal bezwarunkowo popierać wypisywanie czeków in blanco dla robotników w Lizbonie, gdy mieszkańcy Londynu czy Leicester ustawiają się w kolejce po zasiłek", argumentuje Pritchard.
W jego komentarzu roi się od ostrych sformułowań. Przeżywające kryzys państwa strefy euro nazywa niereformowalnymi leniuchami, Brukselę – okupantem żądającym danin i wprowadzającym zasady nieznane wcześniej w brytyjskim prawie. „Po niemal 40 latach ulegania Europie nadszedł czas, by Brytyjczycy sami zdecydowali o swoim losie i odzyskali wolność", konkluduje autor.
Plan Pritcharda jest następujący: w przyszłym roku obywatele odpowiedzą na pytanie, czy Wielka Brytania ma być związana z Unią politycznie, czy tylko handlowo. Jeśli opowiedzą się za rozluźnieniem relacji, przy okazji kolejnych wyborów parlamentarnych odbyłoby się kolejne referendum – tym razem w sprawie całkowitej secesji.