Korespondencja z Waszyngtonu
Barack Obama, który co miesiąc „bije kolejne rekordy niepopularności", traci poparcie nawet swojego najważniejsze elektoratu: czarnoskórych wyborców. Według najnowszego sondażu „Washington Post" i ABC News w ciągu ostatnich pięciu miesięcy poparcie dla Obamy w tej grupie zmniejszyło się o 25 punktów: z 83 do 58 procent. Tydzień temu prezydent apelował do czarnoskórych polityków w Kongresie, aby „przestali narzekać, gderać i płakać" i razem z nim walczyli o zmiany w kraju. – Gdy prezydent przemawiał do frakcji Latynosów, to nie mówił im, aby przestali narzekać. Nigdy nie powiedziałby też czegoś takiego homoseksualistom. Nigdy nie powiedziałby też, że społeczność żydowska powinna przestać żalić się w sprawach Izraela – przekonywała Maxine Waters, demokratka z Kalifornii, na antenie telewizji CBS.
Koniec z milczeniem
Słowa prezydenta uraziły nie tylko polityków, ale i czarnoskórych komentatorów. – Pytanie nie brzmi, dlaczego prezydent Obama przyjął taki ton, ale dlaczego czarna Ameryka go toleruje – zauważyła Sophia Nelson z CNN. Niefortunny apel prezydenta może więc jeszcze bardziej zniechęcić do niego czarnych wyborców, którzy w 2008 roku uwierzyli w obiecywaną przez Obamę „zmianę", a teraz ledwo wiążą koniec z końcem. W tak złej ekonomicznie sytuacji Afroamerykanie nie byli bowiem od 27 lat. Ponad 26 procent z nich nie ma pracy w ogóle albo pracuje tylko na część etatu, ponieważ nie może znaleźć zatrudnienia w pełnym wymiarze. Z ostatnich badań wynika też, że 27 proc. czarnych żyje poniżej granicy ubóstwa. Jak zauważa CNN, większość Afroamerykanów przez dwa lata powstrzymywała się jednak od krytyki pierwszego czarnoskórego prezydenta i publicznego narzekania na silny wpływ recesji na środowiska czarnych mieszkańców Ameryki. Członkowie tej społeczności obawiali się bowiem, że taka krytyka jeszcze bardziej obniżyłaby jego notowania. Znany prezenter radiowy Tom Joyner przekonywał na antenie, że czarni powinni siedzieć cicho, bo wszelkie podziały zaszkodzą Obamie. – Jakby to teraz było, gdyby w Białym Domu nie zasiadał czarny?... Jeśli nie będzie go popierać, to będzie jeszcze gorzej – podkreślał Joyner. Wśród jego słuchaczy wiele było zaś osób, które podkreślały, że „Obama nie jest przecież Supermanem", „musi posprzątać bałagan, który zostawił Bush", a czarni „powinni pozostać zjednoczeni". Zmowę milczenia przerwała jednak Waters, podkreślając, że na liście miast, które objeżdża prezydent, nie ma żadnych „czarnych miast". – Jesteśmy coraz bardziej zmęczeni – ostrzegła już kilka tygodni temu, przekonując, że choć frakcja czarnoskórych polityków w Kongresie wciąż „kocha prezydenta", to powinien on więcej uwagi poświęcić ekonomicznym problemom czarnej społeczności. Obama od początku prezydentury odrzuca jednak takie sugestie. – Najważniejszą rzeczą, którą mogę zrobić dla społeczności afroamerykańskiej, jest to, co mogę zrobić dla społeczności całej Ameryki, a więc sprawić, że gospodarka znów się rozkręci, a ludzie będą mieć pracę. Kropka – mówi konsekwentnie w wywiadach od 2009 roku, podkreślając, że nie może się skupiać na problemie konkretnych grup etnicznych. Afroamerykanie odpowiadają na to, że Obama zajął się jednak problemami bankowców, inwestorów z Wall Street, homoseksualistów i innych.
Nieskuteczne „pranie mózgów"?
O przejęcie czarnoskórego elektoratu walczą już konserwatyści. Czarny republikański kandydat na prezydenta Herman Cain szacował przed kilkoma dniami w wywiadzie dla CNN, że w 2012 ma szanse na głosy co najmniej jednej trzeciej Afroamerykanów, podkreślając, że czarna mniejszość jest otwarta na zmiany i nie poddała się „praniu mózgu" serwowanemu jej przez prezydenta Obamę i demokratów. – Domniemanie, że wszyscy czarni Amerykanie koniecznie będą znów głosować na Obamę, nie jest prawdziwe. Coraz więcej czarnych Amerykanów zaczyna bowiem myśleć samodzielnie, i to jest dobra rzecz – podkreślił Cain, były szef sieci pizzerii Godfather's Pizza, który zyskuje coraz większe poparcie wśród prawicowych wyborców. – Wiem, niektórzy republikanie myślą, że skoro demokraci zdołali wybrać czarnoskórego na prezydenta, to może im też się to uda. Ale Cain nie ma szans na jedną trzecią głosów Afroamerykanów, o których mówi. Republikanie nie mają bowiem czarnoskórej społeczności nic do zaoferowania – przekonuje „Rz" profesor Michael Fauntroy, profesor George Mason University, autor książki „Republicans and the Black Vote". Wskazuje jednak na inne zagrożenie dla reelekcji obecnego prezydenta, który w 2008 roku zdobył aż 98 procent głosów Afroamerykanów i który dzięki tym głosom zdołał wygrać w Wirginii, Karolinie Północnej czy na Florydzie. – W przyszłym roku Barack Obama może przegrać, jeśli w dniu wyborów większość czarnych wyborców zdecyduje się zostać w domach – mówi „Rz" profesor Fauntroy.
Gdyby był prezesem, wyleciałby z pracy
Według ostatniego sondażu telewizji Fox New 52 proc. ankietowanych Amerykanów uważa, że gdyby Barack Obama był prezesem wielkiej korporacji, to zostałby zwolniony z pracy. Przeciwnego zdania jest 38 proc. pytanych. Z tego samego sondażu wynika, że z działań gospodarza Białego Domu niezadowolonych jest 51 proc. pytanych, a zadowolonych 43 proc. (w sierpniu było ich odpowiednio 47 i 44 proc.).