Francja była kiedyś jednym z najbardziej sprzyjających Palestyńczykom państw Europy. Nie przez przypadek legendarny przywódca OWP Jaser Arafat przed śmiercią był leczony w szpitalu wojskowym pod Paryżem. Gdy jednak do władzy doszedł Nicolas Sarkozy, polityka ta się zmieniła. Nowy prezydent wielokrotnie podkreślał, że jest przyjacielem Izraela.
Jego wypowiedzi na zamkniętym posiedzeniu gabinetu – ich treść przeciekła do magazynu satyrycznego „Le Canard Enchainé" – wskazują jednak, że zmienił zdanie. – Mówienie o Izraelu jako państwie żydowskim jest głupie. To tak jakby powiedzieć, że ta narada jest naradą katolicką. Przecież w Izraelu żyją 2 miliony Arabów – miał stwierdzić Sarkozy na spotkaniu, które odbyło się po jego powrocie ze Zgromadzenia Ogólnego ONZ.
Podczas Zgromadzenia przywódca Palestyńczyków Mahmud Abbas złożył wniosek o uznanie niepodległości jego kraju. – Abbas to prawdziwy mąż stanu – miał skomentować Sarkozy. – Natomiast premier Izraela Beniamin Netanjahu nigdy nie przegapi okazji, by nas zawieść – dodał. Jako przykład podał ogłoszoną niedawno decyzję o budowie nowych 1100 domów dla Żydów w arabskiej części Jerozolimy.
– Słowa Sarkozy'ego to kolejny dowód, że nigdy nie był przyjacielem Izraela. To była tylko poza, a tak naprawdę Francja cały czas pozostawała propalestyńska. Zbliżają się wybory i Sarkozy antyizraelską retoryką chce pewnie pozyskać głosy wyborców. Także arabskich – powiedziała „Rz" izraelska politolog dr Tsilla Herszko.
Według izraelskiej prasy Beniamin Netanjahu naraził się jednak również innemu kluczowemu sojusznikowi Izraela w Europie – Niemcom. Po ogłoszeniu decyzji o budowie nowych domów w Jerozolimie do premiera zadzwoniła kanclerz Angela Merkel. W bardzo ostry sposób miała wyrazić rozczarowanie i oburzenie, niemal nie dając mu dojść do słowa. Jak powiedział jeden z jej współpracowników, Merkel już nigdy nie uwierzy w nic, co powie jej premier Izraela.