Długo oczekiwany raport Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej potwierdza obawy, że celem irańskiego programu nuklearnego może być produkcja broni jądrowej. Autorzy nie twierdzą, że Iran ma już taką broń bądź jest na drodze do jej wyprodukowania. Podają jednak dowody na to, że reżim ajatollahów przeprowadził eksperymenty, które świadczą o tym, że program ma zastosowanie militarne. Na przykład testy detonatorów zawierających silne ładunki wybuchowe, które można stosować tylko w głowicach jądrowych.
MAEA zarzuciła także Irańczykom, że przynajmniej do 2003 roku sprowadzali uran poza jej kontrolą. – To pierwszy raport agencji, z którego wynika, że Iran ukrywa prawdziwy cel swoich prac – mówi „Rz" generał Uzi Eilam, ekspert z Instytutu Studiów Bezpieczeństwa Narodowego w Tel Awiwie. – Ale dla nas to nic nowego. Mnie ten dokument uspokoił, bo nie ma w nim niczego, co by wskazywało, że Iran wkrótce będzie miał broń jądrową. Opcja militarna schodzi na dalszy plan.
Według Eilama atak prewencyjny podobny do zbombardowania przez Izrael w 1981 r. reaktora Osirak pod Bagdadem nie wchodzi w grę. – To niewykonalne – zastrzega generał. – Jedynym efektem takiego uderzenia byłaby długotrwała wojna na Bliskim Wschodzie.
Eilamowi wtóruje profesor Dawid Menaszri z Centrum Mosze Dajana. – Wniosek z tego raportu jest prosty: mamy jeszcze czas na inne formy nacisku. Konieczne są sankcje. Rada Bezpieczeństwa ich nie poprze, to pewne, ale wystarczy, że zaostrzą je UE i USA – przekonuje Menaszri. I dodaje: – Nie podoba mi się, że cały świat uważa, iż to tylko problem Izraela. Przecież irańskiego programu atomowego powinna się też obawiać Arabia Saudyjska, a nikt jej z tą sprawą nie łączy.
Władze Izraela, które niedawno groziły Iranowi interwencją, teraz nabrały wody w usta. Premier Beniamin Netanjahu zabronił swoim ministrom komentowania raportu MAEA. W tej sytuacji jedyną realną opcją są sankcje UE i USA. Moskwa już wykluczyła poparcie antyirańskich rezolucji w ONZ. – Świat potraktowałby nowe sankcje jako chęć obalenia władz w Iranie – wyjaśniał wiceszef dyplomacji Rosji Giennadij Gatiłow. – Nie zaakceptujemy takiego rozwiązania.