Edyta Żemła w Afganistanie. Pierwszy wyjazd za bazę i impreza

Kolumna opancerzonych MRAP-ów stoi przy bramie wyjazdowej z wojskowej bazy w Ghazni. Jest słoneczny poranek. - Pamiętaj, że masz trzymać się blisko – mówi „Orzeł", żołnierz z grupy odbudowy Afganistanu tzw. PRT.

Aktualizacja: 12.11.2011 14:56 Publikacja: 12.11.2011 13:07

Edyta Żemła w Afganistanie. Pierwszy wyjazd za bazę i impreza

Foto: rp.pl, Janusz Walczak

To on na dzisiejszym wyjeździe ma być moim „cieniem". Wygląda na to, że wojsko poważnie traktuje moje bezpieczeństwo. „Orzeł" dotąd ochraniał dowódców – dziś dostał zadanie ochrony mnie.

Wiem, jak mam się zachować, bo już wczoraj dostaliśmy wszystkie wytyczne na odprawie u dowódcy PRT, mjr Pawła Chabierskiego. Tam dowiedziałam się też, że pojedziemy na uroczyste otwarcie oczyszczalni ścieków i wysypiska śmieci, które w ramach pomocy miejscowej ludności pomogło zbudować i sfinansować polskie wojsko. To duża inwestycja, dlatego razem z nami do miasta Ghazni, które jest stolicą prowincji, jedzie dowódca polskiego kontyngentu gen. Piotr Błazeusz.

Wskakuję do MRAP-a, choć kamizelka kuloodporna i hełm krępują trochę ruchy. Zapinam pasy i jedziemy. Mijamy bramę polskiej bazy, ogrodzoną m.in. betonem i drutem kolczastym. Po chwili jesteśmy już na na słynnej drodze Highway One, najdłuższej i zarazem najbardziej niebezpiecznej w Afganistanie (talibowie często podkładają przy niej ładunki wybuchowe tzw. IED).

Z malutkich okienek opancerzonego pojazdu oglądam okolicę. Krajobraz - jak we wszystkich miejscach, które dotąd odwiedziłam w tym kraju - księżycowy. Wszędzie szarobury piasek i kamienie. Lepianki, w których mieszkają miejscowi, są też w tym samym kolorze.

Obejrzyj więcej zdjęć

Po kilku kilometrach, budynków jest coraz więcej i chyba są solidniej zbudowane. Piszę "chyba", bo i tak wszystko z punktu widzenia Europejczyka wygląda jak rozwalające się rudery. Wjeżdżamy do Ghazni, choć to stolica prowincji wygląda bardzo mizernie i ubogo. Przypomina mi trochę klimatem prowincjonalne miasteczka na wschodzie Polski w głębokim PRL-u. - To, co widzisz, to i tak są luksusy. Zwykli Afgańczycy mieszkają znacznie gorzej – mówi „Orzeł". - Będziemy mijać takie miejsca, to ci pokażę.

Na ulicach Ghazni sporo miejscowych – głównie mężczyzn i dzieci. Kobiet widziałam zaledwie kilka. Wszystkie okutane w szczelne burki. Jedziemy do siedziby gubernatora prowincji Musa Khana. Jego urząd i dom bardzo kontrastują z resztą infrastruktury miasta. Są okazałe, zadbane, czyste, a nawet - jeśli ktoś lubi orientalny styl - ładne.

Nie wiem, czy będę mogła wyjść z MRAP-a. - Sprawdzimy teren. Dopóki nie będzie sygnału, zostajesz w wozie – rzuca „Orzeł". Po chwili wraca. - Wychodzisz – mówi.

W holu, dość sporej siedziby gubernatora, Khan wita się z gen. Błazeuszem. Wchodzimy po schodach do jego gabinetu. Tam już czeka reszta współpracowników. Gdy wchodzę, na ich twarzach pojawia się konsternacja. - Załóż jakąś chustkę i zakryj włosy – rzuca jeden z oficerów naszej delegacji. Musiałam wyjść na korytarz, zakryć włosy i dopiero wejść do pomieszczenia. Gen. Błazeusz przedstawia nas. Mówi, że jesteśmy dziennikarzami z Polski, ale oprócz lekkich skinień głową i ostrożnych uśmiechów nikt z obecnych na zebraniu Afgańczyków nie jest zainteresowany rozmową z nami. Pewnie dlatego, że jestem kobietą. - Cóż, taka kultura, nic na to nie poradzę – myślę.

Po kilku minutach i tak zostajemy wyproszeni z głównego gabinetu. Wychodzimy na korytarz. Tam czekają polscy i afgańscy żołnierze. Atmosfera się rozluźnia. Niektórzy z miejscowych zagadują nas, żartują, chcą nawet robić sobie z nami zdjęcia.

Za chwilę jednak znowu wsiadamy do pojazdów. Tym razem jedziemy obejrzeć oczyszczalnię. Jest za miastem. Musimy przejechać jeszcze kawałek. - Patrz tam - „Orzeł" pokazuje mi skupisko lepianek przykrytych kocami, płachtami albo foliowymi workami.- Oni głównie tak mieszkają – dodaje.

Wokół Ghazni są wysokie, brunatno–szare góry. Pod jedną z nich widać opuszczone ruiny.

- To stare miasto – wyjaśniają mi żołnierze. - Takich miejsc w okolicy jest sporo. Teraz pracują tam archeolodzy.

Dojeżdżamy do oczyszczalni. Wierzchołki pobliskich gór obstawione są przez uzbrojonych afgańskich żołnierzy. Pilnują nas, a może przede wszystkim gubernatora.

Afgańscy urzędnicy przygotowali wstęgę, przemowy, cukierki na powitanie gości. Są nawet sztuczne kwiaty. Zjawiją się też miejscowi dziennikarze z kamerkami i aparatami cyfrowymi. Oczywiście sami mężczyźni. Uroczystość trwa około godziny. Są modły, wymiana prezentów i uprzejmości. - Dobrze, że polskie wojsko pomaga tym ludziom – myślę. Zastanawiam się jednak, czy oni będą chcieli i umieli z tego korzystać? Wiedziałam, że przepaść kulturowa między nami i  Afgańczykami jest ogromna, ale nie sądziłam, że aż tak.

Różnice dostrzegam też między naszym wojskiem, a armią USA. Wczoraj było nasze święto niepodległości i amerykańskie święto weterana. U nas przemowy, ordery, dość sztywna atmosfera a u amerykanów... dyskoteka. Już po południu na stołówce w bazie pojawiły się czapki wuja Sama z krynoliny, amerykańskie flagi, kolorowe łańcuchy. Wjechał też wielki tort, oczywiście w kształcie i kolorach amerykańskiej flagi. Impreza zaczęła się wieczorem. Przygrywali prawdziwi DJ-e. Niesamowitym widokiem był taniec żołnierzy w mundurach a często też z bronią.

- Amerykańska armia wie, że takie imprezy szczególnie tutaj, gdzie niebezpieczeństwo czai się wszędzie, są potrzebne – mówi jeden z polskich oficerów, gdy stoimy i przyglądamy się pląsającym  żołnierzom i żołnierkom US Army.

To on na dzisiejszym wyjeździe ma być moim „cieniem". Wygląda na to, że wojsko poważnie traktuje moje bezpieczeństwo. „Orzeł" dotąd ochraniał dowódców – dziś dostał zadanie ochrony mnie.

Wiem, jak mam się zachować, bo już wczoraj dostaliśmy wszystkie wytyczne na odprawie u dowódcy PRT, mjr Pawła Chabierskiego. Tam dowiedziałam się też, że pojedziemy na uroczyste otwarcie oczyszczalni ścieków i wysypiska śmieci, które w ramach pomocy miejscowej ludności pomogło zbudować i sfinansować polskie wojsko. To duża inwestycja, dlatego razem z nami do miasta Ghazni, które jest stolicą prowincji, jedzie dowódca polskiego kontyngentu gen. Piotr Błazeusz.

Pozostało 88% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1026
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022