Kryzys w strefie euro dotarł do Japonii, najbardziej zadłużonego kraju świata, który jednak dotychczas mógł bardzo tanio pożyczać pieniądze na rynkach światowych. Ale zdaniem S&P rząd premiera Yoshihiko Nody nie zrobił nic, aby zmniejszyć zadłużenie sięgające dzisiaj 225 proc. PKB i wynoszące 13 bln dol. Jako nierealistyczną ocenia agencja politykę Nody, który zakładał, że Japonia będzie w stanie obronną ręką wyjść z kryzysu zadłużeniowego, który teraz niszczy gospodarkę europejską. Wcześniej, w sierpniu 2011 r., swoją ocenę obciął Moody's – o jeden stopień, do AA3. Ocena Fitcha jest na poziomie AAminus z perspektywą negatywną. Takagira Ogawa z japońskiego oddziału S&P uważa, że Japonia potrzebuje teraz kompleksowego podejścia do problemu swojego zadłużenia.
W ubiegłym tygodniu Japończycy informowali o wyjściu z recesji. Po dziewięciu kwartałach spadku gospodarczego ostatni przyniósł 6-proc. wzrost PKB. Teraz okazuje się, że był to jednorazowy wyskok.
Japoński rząd także ma świadomość, że europejski kryzys dociera do tego kraju. „Kolejne spowolnienie gospodarcze w mniej odpornych na szoki krajach rozwiniętych i zmiany kursów walutowych oraz chwiejność na rynkach kapitałowych spowodowały trudności w odbudowie gospodarki" – napisano w rządowym komunikacie.
Odbudowę japońskiej gospodarki dodatkowo utrudnia bardzo silny jen, zwłaszcza wobec euro, a kolejne trzy interwencje, które miały na celu osłabienie waluty, nie przyniosły efektów. Silny jen hamuje eksport, który ucierpiał również z powodu przerw w produkcji po trzęsieniu ziemi, a teraz po raz kolejny z powodu powodzi w Tajlandii, gdzie japońskie firmy mają swoje fabryki.
– Eksport zawsze był główną siłą napędową naszej gospodarki, ale silny jen i kryzys w Europie spowodowały, że japońskim firmom jest coraz trudniej sprzedawać za granicę – mówi Noriaki Matsuoka, ekonomista Daiwa Asset Management z Tokio.