Piotr Skwieciński z Moskwy
Aby dostać się do soboru Chrystusa Zbawiciela, trzeba wysiąść z metra na stacji Kropotkinskaja. Ale nie ostatnio. Przez ostatnich kilka dni należało w tym celu wysiąść na Górach Worobjowych, czyli cztery przystanki metra dalej. Bo już tutaj, przeszło pięć kilometrów od największej prawosławnej świątyni świata, zaczynała się kolejka.
Ustawiła się 19 listopada, gdy do soboru, wzniesionego przez cara jako wotum za uratowanie Rosji przed Napoleonem, zniszczonego w latach 30. XX wieku i odbudowanego w roku 2000, uroczyście wprowadzono Pas Bogarodzicy. Według tradycji Maria wykonała go osobiście, a przed wniebowstąpieniem ofiarowała dwóm pobożnym wdowom z Jerozolimy.
Po przeszło czterech stuleciach sprowadzono go do Konstantynopola. W X wieku relikwia została pocięta na kilka części, w XIV wieku jedną z nich otrzymał monastyr Watopedi na Świętej Górze Athos w Grecji i tam jest ona przechowywana do dzisiaj.
Pas wędruje po Rosji od 20 października. Modlili się przed nim mieszkańcy Kaliningradu, Władywostoku i kilkunastu innych miast. Wszędzie były to dziesiątki tysięcy, ale ma się to nijak do skali tego, co przez ostatni tydzień działo się w wielkomiejskiej, zlaicyzowanej Moskwie. Szacunki liczby pielgrzymów, którzy w Moskwie pokłonili się Pasowi, sięgają miliona. Takiej frekwencji nie spodziewał się nikt, włącznie z organizatorami.