Władze separatystycznej gruzińskiej republiki Osetii Południowej zamknęły dzisiaj granice z Rosją. MSW w Cchinwali tłumaczyło to „zagrożeniem lawinowym". Obiecało otworzyć granicę, „jak tylko chwyci mróz".
Decyzja ta ma jednak związek z coraz bardziej napiętą sytuacją w separatystycznej republice. Na ulicach Cchinwali od kilku dni protestują zwolennicy przywódczyni opozycji Ałły Dżiojewej, która w II turze wyborów prezydenckich 27 listopada pokonała kandydata Kremla Anatolija Bibiłowa. Zwycięstwo Dżiojewej ogłosiła Centralna Komisja Wyborcza, ale wyniki głosowania unieważnił Sąd Najwyższy. Dzisiaj potwierdził swój werdykt.
Dżiojewa ogłosiła bezterminową akcję protestu i zaapelowała do władz na Kremlu, by uznały wyniki wyborów. Rosyjskie portale spekulowały, że przeciwniczka Bibiłowa chce prosić o azyl za granicą. Ona sama dementowała te doniesienia. – Nie mam takich planów. Moja wypowiedź została wyrwana z kontekstu. Mówiłam, że azyl będzie ostatecznością. Jeśli zostanę przy życiu – oznajmiła.
Rosja uznała niepodległość Osetii Południowej po wojnie z Gruzją w 2008 r. Wzmocniła tam również swoją obecność militarną. Władze na Kremlu niechętnie jednak ingerują w obecną sytuację w Cchinwali. Ich wysłannik na Kaukazie rozmawiał z Dżiojewą, ale do niczego jej nie przekonał.
– To hańba dla Rosji, która traci szansę, by sprawować całkowitą kontrolę nad separatystami. Moskwa od dawna stawiała na Bibiłowa i była pewna jego zwycięstwa. Teraz nie wie, jak się zachować – mówi „Rz" gruziński politolog Aleksander Rondeli.