Jerzy Buzek odejdzie ze stanowiska dopiero za miesiąc, ale już wczoraj w Strasburgu podsumował dwa i pół roku pełnienia funkcji szefa Parlamentu Europejskiego.
To było miejscami ostre przemówienie. Mówił głównie o tym, czego nie udało mu się dokonać, i o tym, co czeka Unię, jeśli nie stawi czoła kryzysowi.
– Żadna instytucja nie jest nieśmiertelna, nie powinniśmy mieć złudzeń, że UE jest tu wyjątkiem – ostrzegł Jerzy Buzek.
Po stronie minusów wymienił Białoruś, gdzie sytuacja „wydaje się gorsza niż 30 miesięcy temu". Po stronie plusów – traktat lizboński, niedopuszczenie do zepsucia przepisów ustawy wzmacniającej dyscyplinę budżetową UE (sześciopaku) i wzmocnienie przepisów o nadzorze bankowym. – Robiłem, co w mojej mocy, żeby państwa nie zawieść – zakończył i dostał owacje na stojąco.
Jerzy Buzek został przewodniczącym w lipcu 2009 roku, był pierwszym politykiem z nowych krajów UE na tym stanowisku. I na razie jedynym, bo w styczniu zastąpi go niemiecki eurodeputowany Martin Schulz, lider Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów.