Według „The Wall Street Journal" władze w Waszyngtonie obawiają się, że Izrael mimo zastrzeżeń USA, które wolałyby poczekać na efekty sankcji, przygotowuje zbrojną operację przeciw Iranowi.
Według dziennika prezydent Barack Obama, sekretarz obrony Leon Panetta i inni ważni urzędnicy prywatnie wielokrotnie ostrzegali izraelskich liderów przed konsekwencjami takiego uderzenia. W przyszłym tygodniu do Izraela na spotkanie z dowódcami sił zbrojnych leci gen. Martin Dempsey, szef Kolegium Połączonych Szefów Sztabów. Amerykanie zintensyfikowali też prace nad planami ewentualnościowymi dotyczącymi ochrony baz USA na Bliskim Wschodzie.
Rosnące napięcie wokół Iranu coraz bardziej niepokoi też ekonomistów. Zwracają oni uwagę, że Zachód nakłada sankcje na Iran – jednego z największych światowych eksporterów ropy – w czasie, gdy ceny tego surowca i tak są już wysokie. Według OPEC w zeszłym roku baryłka kosztowała średnio 107 dol., a więc o ok. 14 proc. więcej niż w 2008 roku.
Ekonomiści są zdania, że problem Iranu istniał w tle już wcześniej, ale staje się coraz poważniejszy. – Charakteryzowałem Iran jako jednego z czterech jeźdźców apokalipsy w 2012 roku. Teraz wysunął się z tyłu na czoło stawki – mówi strateg inwestycyjny Edward Yardeni cytowany przez „Washington Post". Analitycy wskazują też, że trzy pogrążone w kłopotach europejskie kraje – Grecja, Hiszpania i Włochy – są jednocześnie największymi importerami irańskiej ropy w UE i na sankcjach straciłyby najwięcej.
Iran grozi z kolei, że w odwecie za sankcje zablokuje strategiczną cieśninę Ormuz, przez którą każdego dnia tankowce przewożą 17 mln baryłek ropy. Irańczycy muszą jednak wiedzieć, że blokada dałaby pretekst do wojny na dużą skalę. Jeśli ropa zdrożałaby do 125 dol. za baryłkę, to – jak prognozuje na łamach „Washington Post" Adam Sieminski, szef analityków surowcowych Deutsche Banku – światowy wzrost gospodarczy wyniesie tylko 2,5 proc., a jeśli 150 dol. za baryłkę, to wzrost wyniesie zaledwie 1 procent, co byłoby katastrofą.