Bolesne unijne sankcje

Bruksela ma możliwość ukarania państwa finansowo i upokorzenia go politycznie. Musi mieć jednak poważne argumenty

Publikacja: 19.01.2012 02:49

Viktor Orban wystąpił wczoraj przed Parlamentem Europejskim w Strasburgu. fot. Patrick Seeger

Viktor Orban wystąpił wczoraj przed Parlamentem Europejskim w Strasburgu. fot. Patrick Seeger

Foto: PAP/EPA

Komisja Europejska zarzuca Węgrom łamanie unijnego prawa ustawami o banku centralnym, urzędzie ochrony danych osobowych oraz wieku emerytalnym sędziów. – Jesteśmy gotowi do zmian i do dyskusji z Komisją na ten temat – powiedział wczoraj Viktor Orban, który specjalnie przyjechał do Parlamentu Europejskiego w Strasburgu, żeby wziąć udział w debacie o stanie demokracji w jego kraju.

– W dwóch pierwszych sprawach KE ma silne argumenty prawne. W przypadku sędziów nie ma konkretnych dyrektyw, to raczej kwestia wywierania presji – mówi „Rz" Jacques Ziller, profesor prawa UE na włoskim uniwersytecie w Pawii. Orban gotów jest do zmian. Jeśli nie porozumie się z KE, to ta może skierować sprawę do unijnego sądu. A wtedy Węgrom grożą kary finansowe, choć koncyliacyjne podejście Orbana daje nadzieję na kompromis.

Dla krytyków rządu Orbana ta akcja KE to jednak za mało. Z różnych stron płyną do Brukseli apele o ukaranie Budapesztu nie tylko za łamanie szczegółowych zapisów unijnego prawa w trzech wymienionych dziedzinach. Stawką jest demokracja i prawa człowieka, które zdaniem krytyków są na Węgrzech łamane. Chodzi o nieopisane konkretnymi dyrektywami takie zasady, jak wolność słowa, wolność wyznania, uczciwe wybory. – Gdyby Chorwacja miała rząd Orbana, to nikt nie wpuściłby jej do UE – mówił lider socjalistów Hannes Swoboda. – Faktycznie Unia sprawdza dokładnie kandydatów. Ale jak się jest w środku, to już nikt nie weryfikuje kryteriów wejścia – mówi profesor Ziller.

Dlatego UE powinna sięgnąć do artykułu 7 traktatu o Unii Europejskiej – argumentowała wczoraj europejska lewica.  Mówi on o tym, jak można ukarać państwo członkowskie, które nie respektuje europejskich wartości: „poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości".

Procedura jest rozpisana szczegółowo, ale sprowadza się do dwóch kluczowych wniosków. Po pierwsze, kara może być bolesna politycznie, bo państwo straci prawo głosu w Radzie UE. Węgierscy ministrowie mogliby więc przyjeżdżać do Brukseli na posiedzenia tzw. rad sektorowych (finansów, gospodarki, energii, rolnictwa itp.), ale w głosowaniu nad konkretnymi aktami legislacyjnymi ich zdanie nie byłoby brane pod uwagę.

Trudno o większe upokorzenie dla kraju, który jednocześnie nie zostałby przecież zwolniony z obowiązku przestrzegania uchwalonego prawa. Jednak, i tu drugi kluczowy zapis, do uchwalenia takiej kary potrzebna jest decyzja polityczna. Nie mówimy bowiem o łamaniu konkretnych szczegółowych zapisów, co mogą stwierdzić prawnicy. Ale o znacznie ważniejszym, a jednocześnie bardziej subiektywnym w ocenie, łamaniu europejskich wartości.

Dlatego decyzja stwierdzająca, że państwo narusza te zasady (nie jest to równoznaczne z sankcjami), musi być podjęta jednomyślnie. Kolejna decyzja o nałożeniu kary w postaci zawieszenia prawa głosu musi być podjęta kwalifikowaną większością głosów.

W historii UE tylko raz doszło do tak zmasowanego ataku politycznego na jedno z państw członkowskich. W 2000 roku do austriackiego rządu jako mniejszościowy koalicjant weszła partia Jörga Haidera, skrajna prawica, oskarżana o szerzenie haseł ksenofobicznych. 14 pozostałych państw ówczesnej UE zdecydowało się wtedy na dyplomatyczny bojkot i austriaccy politycy i ambasadorowie nie uczestniczyli w dyplomatycznych spotkaniach. Austria nie straciła jednak prawa głosu, bo wtedy unijne traktaty takiej sankcji nie przewidywały – dzisiejszy artykuł 7 został wprowadzony dopiero traktatem nicejskim, czyli w 2003 roku.

Co więcej, unijne sankcje miały efekt przeciwny do zamierzonego – wzrosły nastroje nacjonalistyczne. „Austriaccy obywatele przyjęli sankcje jako wymierzone przeciwko nim" – brzmiał fragment raportu trzech unijnych mędrców, którzy zdecydowanie zalecili przywódcom uchylenie sankcji. I tak się stało po pół roku ich obowiązywania. Co ciekawe, autorzy raportu wskazali także, że choć partia Haidera jest ksenofobiczna, to w Austrii europejskie wartości są przestrzegane, często nawet lepiej niż w krajach ją krytykujących.

Korespondencja z Brukseli

Opinie:

Axel Schäffer, deputowany niemieckiej SPD

Działania, jakie podejmuje UE wobec Węgier, są jak najbardziej właściwe, ale spóźnione. Od dawna widać, że Węgry są na drodze do modelu demokracji sterowanej.  Nie ma drugiego takiego kraju poza Białorusią, w którym wartości demokratyczne byłyby do tego stopnia zagrożone. Same ostrzeżenia nic nie dają, co widzieliśmy na przykładzie kontrowersji w sprawie nowelizacji prawa prasowego. Lista zarzutów pod adresem rządu Orbana jest długa i dobrze znana. Chodzi o coś innego: o godność człowieka, o prawa mniejszości, o naruszenie zasady, że prawo nie działa wstecz. To są rzeczy kompromitujące. Komisja nie może milczeć.

Zoltan Kovacs, węgierski sekretarz stanu ds. mediów

Uruchomienie procedury prawnej przez Komisję Europejską w sprawie Węgier jest rzeczą pożądaną, umożliwia bowiem rozpoczęcie dialogu opartego na faktach, a nie na plotkach i niesprawdzonych informacjach. Procedura ta nie jest rzeczą codzienną w działaniu UE, ale nie jest też niczym niezwykłym. Wiele krajów zostało już jej poddanych. Rozumiemy doskonale, że ogromne zmiany, jakie wprowadził obecny rząd w ciągu ostatniego półtora roku, inicjując 350 nowych ustaw i reformując gospodarkę, prowadzą do zderzenia różnych interesów, co w konsekwencji rodzi konflikty. Jesteśmy gotowi do udzielenia wszelkich wyjaśnień.

—not. p.jen.

Komisja Europejska zarzuca Węgrom łamanie unijnego prawa ustawami o banku centralnym, urzędzie ochrony danych osobowych oraz wieku emerytalnym sędziów. – Jesteśmy gotowi do zmian i do dyskusji z Komisją na ten temat – powiedział wczoraj Viktor Orban, który specjalnie przyjechał do Parlamentu Europejskiego w Strasburgu, żeby wziąć udział w debacie o stanie demokracji w jego kraju.

– W dwóch pierwszych sprawach KE ma silne argumenty prawne. W przypadku sędziów nie ma konkretnych dyrektyw, to raczej kwestia wywierania presji – mówi „Rz" Jacques Ziller, profesor prawa UE na włoskim uniwersytecie w Pawii. Orban gotów jest do zmian. Jeśli nie porozumie się z KE, to ta może skierować sprawę do unijnego sądu. A wtedy Węgrom grożą kary finansowe, choć koncyliacyjne podejście Orbana daje nadzieję na kompromis.

Pozostało 85% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021