„Goryl"– tak nazywa się zataczająca coraz szersze kręgi afera korupcyjna na Słowacji z udziałem służb specjalnych. „Goryl" to kryptonim akt opublikowanych w Internecie pod koniec grudnia, z których można się dowiedzieć, że wielu znanych polityków uczestniczyło w ostatnich latach w ustawianiu przetargów i prywatyzacji firm państwowych. Nie ma całkowitej pewności, czy akta są prawdziwe, nie wiadomo, kto je umieścił w sieci, ani też nie ma bezpośrednich dowodów praktyk korupcyjnych dwóch byłych premierów: Mikulaša Dzurindy ze Słowackiej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej oraz Roberta Fico z centrolewicowego populistycznego ugrupowania Smer-SD.
Nie ma jednak dnia, aby media nie donosiły o nowych szczegółach sprawy. Wszystko w atmosferze zapowiedzianych na marzec przedterminowych wyborów parlamentarnych. Przygotowaniom towarzyszą uliczne demonstracje. W ubiegły piątek tysiące ludzi obrzuciło jajkami i bananami siedzibę prezydenta oraz parlamentu. W najbliższy piątek demonstracje mają się odbyć w wielu miastach.
– Wygląda na to, że jest to największa afera od skandali korupcyjnych za rządów premiera Vladimira Mečiara sprzed kilkunastu lat – tłumaczy „Rz" Peter Golias, szef Instytutu Reform Ekonomicznych i Społecznych w Bratysławie. Nie wyklucza, że cała afera może być wynikiem rozgrywek na tle gospodarczym, gdyż największe korzyści z praktyk korupcyjnych miała odnieść znana grupa kapitałowa Penta. Tak czy owak, skutki afery będą jak najbardziej polityczne.
Największe szanse na wygranie marcowych wyborów ma Smer-SD, ugrupowanie Roberta Fico, który rządził przez cztery lata, do 2010 roku, oddając władzę obecnej koalicji pod przywództwem Ivety Radičovej. Ten sam Fico, którego nazwisko kojarzone jest obecnie powszechnie z aferą „Goryl".
– Wyborcy lewicowi są mniej wrażliwi na oskarżenia korupcyjne niż zwolennicy prawicy, którzy wydają się w większym stopniu przywiązani do wysokich standardów moralnych – mówi „Rz" Jakub Groszkowski, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich. Smer-SD może liczyć obecnie na ok. 40 proc. poparcia wyborców. Przy spodziewanej niskiej frekwencji wyborczej rozczarowanych polityką obywateli Robert Fico jest już niemal pewnym przyszłym premierem Słowacji.