Decyzja białoruskich władz, oficjalnie uzasadniana sankcjami nałożonymi przez UE, to dowód na skuteczność zdecydowanej polityki – twierdzą niektórzy polscy europosłowie. Ale białoruscy opozycjoniści widzą w tym chęć poprawienia notowań Aleksandra Łukaszenki w Moskwie.
Tuż po ogłoszeniu decyzji Mińska polscy politycy mówili: nasz kraj liczy na unijną solidarność. Zdaniem szefa Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Grzegorza Schetyny (PO) z Mińska powinni wyjechać wszyscy ambasadorzy państw UE.
I tak się stało. Najpierw wycofanie ambasadora zapowiedział szef niemieckiego MSZ Guido Westerwelle. – Unia i Polska mogą polegać na naszej solidarności. Dyktator ośmiesza się sądząc, że może nas podzielić – mówił. A potem szefowa dyplomacji UE Catherine Ashton ogłosiła, że z Mińska wyjadą wszyscy ambasadorzy państw UE, „w geście solidarności i jedności".
Białoruscy rozmówcy „Rz", eksperci i politycy opozycyjni podkreślali, że Polska występuje w Mińsku w roli wroga Białorusi. A decyzja prezydenta Aleksandra Łukaszenki może mieć też rosyjski podtekst. – Chodzi o pokazanie kandydującemu na prezydenta Władimirowi Putinowi, że ma w Mińsku wiernego sojusznika – mówił „Rz" polityk Białoruskiego Frontu Narodowego Wincuk Wiaczorka.