Chiny zaczęły już prace nad krajowym systemem transplantacyjnym. – Programy pilotażowe wdrożono w 16 z 31 prowincji – ogłosił wiceminister zdrowia Huang Jiefu, cytowany przez „China Daily". Nie będzie to jednak łatwe zadanie. Już teraz według statystyk Ministerstwa Zdrowia przeszczepu potrzebuje rocznie około 1,5 mln Chińczyków, a dokonuje się tylko ok.10 tys. zabiegów transplantacji.
Władze mają bowiem problem z przekonaniem ludzi, aby dobrowolnie zgadzali się na pobieranie organów. Chińczycy wierzą bowiem, że człowiek powinien być po śmierci pogrzebany w całości, z nienaruszonymi organami. Dlatego ponad dwie trzecie dawców to więźniowie.
– To jedyny kraj na świecie, który używa organów pobranych od straconych więźniów – mówi „Rz" chiński dysydent Harry Wu.
Aktywiści praw człowieka od wielu lat oskarżają Chiny o zmuszanie skazanych do podpisania formalnej zgody na pobranie narządów. Wysokie ceny obowiązujące na czarnym rynku handlu organami prowadzą zaś do wielu nadużyć zarówno w więzieniach – gdzie skazani traktowani są czasem przez strażników niczym zbiór drogich części zamiennych – jak i w szpitalach, w których cenne organy nielegalnie sprzedawane są obcokrajowcom, spychającym na dalsze miejsca Chińczyków czekających na przeszczep.
– Dowodem na to, że więzień chce być dawcą, jest odcisk jego palca na dokumencie. Przecież można go zrobić nawet po śmierci. Inną drogą jest uzyskanie zgody od rodziny więźnia, którą władze mogą zastraszyć – zauważa Harry Wu.
Zdaniem „New York Times'a" rodziny często skarżą się, że ich bliskim pobrano organy bez ich zgody. – Wiele rodzin w ogóle się zaś o tym nie dowiaduje, bo nie stać ich na podróż do dalekiej prowincji, gdzie dokonano egzekucji, aby odebrać ciało – tłumaczy Harry Wu, dodając, że w niektórych przypadkach ciała więźniów są kremowane tuż po pobraniu organów.
W raporcie „Krwawe żniwo" Kanadyjczycy David Kilgour i David Matas oskarżyli komunistów o czerpanie korzyści finansowych z prowadzonego na wielką skalę handlu organami, pochodzącymi od żywych aresztowanych członków nielegalnej w Chinach sekty Falun Gong, których organy miały być pobierane jeszcze za ich życia. Państwo Środka wprowadziło wprawdzie w 2007 r. regulacje zakazujące handlu organami, ale nadużyciom wciąż sprzyja prawo, pozwalające pobierać organy, gdy przestało bić serce, a nie – jak zaleca Światowa Organizacja Zdrowia – gdy zdiagnozowano śmierć mózgu.
Chińscy politycy z pobierania organów więźniów rezygnują jednak z powodów zdrowotnych, a nie etycznych. Jak zauważył dr Huang, więźniowie często cierpią na choroby grzybicze i bakteryjne. – Z tego powodu szanse przeżycia dla osób z przeszczepionymi organami są w Chinach zawsze niższe niż u pacjentów z innych państw – stwierdził. – Nie wierzę, że zgłosi się wystarczająco wielu darczyńców, aby zrezygnować z pobierania organów od skazanych – mówi jednak Harry Wu.
Władze w Pekinie nie podają danych dotyczących egzekucji. Fundacja Dui Hua z San Francisco szacuje, że w Chinach dokonuje się ich 4 tys. rocznie.