Odpowiedzialności politycznej, nie mówiąc już o karnej, nie poniósł żaden polityk z krajów zaprzyjaźnionych z USA, na terenach których funkcjonowały tzw. black sites, czyli tajne więzienia CIA, czy przez które odbywały się tajne loty amerykańskich samolotów z więźniami na pokładach.
Tymczasem Colin Powell, były amerykański sekretarz stanu, już pod koniec 2005 r. powiedział BBC, że wiele rządów było poinformowanych o tajnych transportach więźniów i nie powinni być "zszokowani z powodu tych rzeczy". Prezydent George Bush oświadczył niedługo później, że były tajne więzienia poza granicami USA. Jednak nikt z pierwszoplanowych polityków europejskich nie przyznaje, że wiedział o praktykach amerykańskich.
Polska jest drugim krajem, w którym w sprawie domniemanych więzień CIA postawiono zarzuty byłym funkcjonariuszom państwowym. Po raz pierwszy miało to miejsce w przypadku Litwy.
W grudniu 2009 r. w parlamentarnym raporcie wymieniono z nazwiska trzech oficerów wywiadu i skierowano wniosek do prokuratury o wszczęcie śledztwa. Zostało ono umorzone. Wydaje się, że Litwa zrobiła najwięcej w wyjaśnieniu sprawy tajnych więzień. Zgodnie z ustaleniami Sejmu wiadomo, że na prośbę Amerykanów powstały w okolicach Wilna dwa ośrodki dla przetrzymywania więźniów. Jednak nie zdołano ustalić, czy zostały one użyte przez CIA.
Zarzuty tego rodzaju odrzuca Rumunia, gdzie prawdopodobnie były więzienia. – Kilkanaście miesięcy temu odbyła się debata parlamentarna, w trakcie której zdecydowana większość deputowanych doszła do wniosku, że skoro nie ma niezbitych dowodów na ich istnienie, to nie ma sprawy – mówi "Rz" Raluca Raducanu, szefowa Centrum Badań Wschodnich w Bukareszcie.