Kobiety rządzą Latynosami

Zaskakująco dużo pań rządzi w Ameryce Łacińskiej. To skutek męskich rozgrywek

Publikacja: 30.06.2012 00:38

Ameryka Południowa uchodzi za kontynent opanowany przez kulturę macho, ale właśnie w tej części świata najwięcej kobiet zajmuje najwyższe urzędy państwowe. Dziś – obliczył dziennik „New York Times" – jest ich pięć: prezydent Brazylii – Dilma Rousseff, Argentyny – Cristina Fernández, i Kostaryki – Laura Chinchilla, a także premier Trynidadu i Tobago, Kamla Persad-Bissessar, oraz Jamajki, Portia Simpson-Miller. Szósta pani polityk zapewnia, że do grona szefów państw latynoskich dołączy po wyborach prezydenckich w Meksyku 1 lipca.

Jak to możliwe, że w Ameryce Południowej pań w roli przywódczyń jest więcej niż gdziekolwiek w świecie, z wyjątkiem Europy? – głowią się analitycy. Tymczasem kraje latynoskie mają bogatą historię kobiecych rządów. Mireya Moscoso sprawowała władzę w Panamie, Violeta Chamorro – w Nikaragui (była pierwszą panią wybraną na prezydenta w Ameryce), Rosalía Arteaga – w Ekwadorze, Lidia Gueiler  Tejada w Boliwii, a Janet Rosemberg Jagan w Gujanie.

Zdaniem ekspertów coraz większe znaczenie kobiet w polityce krajów latynoskich to skutek wprowadzanych tam rozwiązań prawnych. W 14 krajach Ameryki Południowej obowiązuje system kwotowy. Pierwsza ustanowiła go Argentyna – w 1991 roku. „Przekonaliśmy się, że tymczasowe środki specjalne – kwoty – pomagają kobietom" – mówi Begońa Lasagabaster, doradca ONZ w sprawach równouprawnienia płci, cytowana przez „New York Times". Nie bez znaczenia jest także działalność takich organizacji jak Vital Voices Global Partnership, założonej przez Hillary Clinton dla wspierania w świecie kobiet dążących do obejmowania ról przywódczyń.

Niektórzy wskazują ponadto na siłę i odwagę latynoskich pań polityków. Kiedyś walczyły przeciw wojskowym dyktaturom w lewicowych organizacjach, były więzione i torturowane, samotnie wychowały dzieci, zdobywały wykształcenie – jak ekonomistka Rousseff czy lekarka Bachelet. Dziś obie zmieniają rzeczywistość społeczną. Są pierwszymi kobietami wybranymi na urząd prezydenta w swoich krajach. Sprzyjają różnorodności, równości płci, przemianom obyczajowym. Podobnie jak Cristina Fernández w Argentynie, o której także nie można powiedzieć, że jest przedstawicielką płci słabszej. Ta elegancka prawniczka, jak przywódczynie Brazylii i Chile, wywodzi się z nurtu lewicowego. Za jej rządów Argentyna stała się pierwszym latynoskim krajem, w którym można zawierać formalne związki jednopłciowe.

Fernández zwyciężyła w wyborach w 2007 roku, obejmując stanowisko, które opuścił jej mąż – Néstor Kirchner. Jest pierwszą kobietą wybraną na urząd prezydenta Argentyny, ale nie pierwszą argentyńską panią prezydent. Poprzedziła ją Isabel Perón, która objęła władzę w 1974 roku, gdy zmarł jej małżonek – prezydent Juan Perón. W 2011 roku pani Fernández wygrała wybory po raz wtóry.

W towarzystwie zakorzenionych w nurcie rewolucyjnym latynoskich szefowych państw wyróżnia się Laura Chinchilla, z wykształcenia politolog, która od 2010 roku piastuje urząd prezydenta w Kostaryce. Choć jej macierzysta Partia Wyzwolenia Narodowego (PLN) należy do Międzynarodówki Socjalistycznej, kostarykańska przywódczyni uchodzi za „konserwatystkę społeczną". Opowiada się za katolickim charakterem państwa, za swobodą handlu i inwestowania, a także za zakazem formalnych związków jednopłciowych i aborcji.

Pod względem poglądów gospodarczych pani Chinchilla ma wiele wspólnego z Dilmą Rousseff. Rządząca Brazylią od 2010 roku dawna lewicowa guerrilheira, mimo swoich przekonań politycznych, tak jak jej poprzednik i mistrz Luiz Inácio Lula da Silva, w sprawach gospodarki opowiada się za swobodą działalności, co zapewnia Brazylii niebywały rozwój.

Podobnie jak w Chile pani Bachelet, pani prezydent Rousseff cieszy się ogromną popularnością. Pochlebnie mówi o niej prawie 70 proc. uczestników badań społecznych.

Ekonomitka Josefina Vázquez Mota, kandydatka rządzącej Meksykiem centroprawicowej Partii Akcja Narodowa (PAN), przekonuje, że po niedzielnych wyborach także ona dołączy do rządzących pań. Zwycięstwo ma jej zapewnić tzw. milcząca większość obywateli. Tymczasem jednak niewiele wskazuje, by tak się miało stać. Jak wynika z badań, pani Vázquez Mota, może liczyć na poparcie 25 proc. wyborców. Jej najgroźniejszy przeciwnik, Enrique Peńa Nieto, zgłoszony przez centrową, rządzącą Meksykiem przez pół ubiegłego wieku Partię Rewolucyjno-Instytucjonalną (PRI), cieszy się poparciem 45 proc. badanych. Panią Vázquez wyprzedza dziś też Andrés Manuel López Obrador z lewicowej Partii Rewolucji Demokratycznej (PRD).

Ale nawet jeśli w niedzielę Josefina Vázquez Mota przeżyje gorycz porażki, grono pań sprawujących władzę w Ameryce Łacińskiej i tak może się powiększyć. Wiele wskazuje bowiem, że po przyszłorocznych wyborach powróci do niego Michelle Bachelet, socjalistyczna prezydent Chile w latach 2005–2010, którą dziś popiera 80 proc. rodaków.

Zdolność zdobywania życzliwości wyborców, jak można przypuszczać, większa niż u mężczyzn, jest kluczem do sukcesów kobiet w na pozór niesprzyjającym latynoskim środowisku politycznym. Partie wystawiają do wyborów kobiety, ponieważ uważają, że to najlepszy sposób, by utrzymać się przy władzy – ocenia Natalia Flores González z chilijskiego Obserwatorium Płci, cytowana przez hiszpański dziennik „El País".

W 2005 roku w wyborach prezydenckich w Chile kandydatem centrolewicowego obozu Concertación miał być José Miguel Insulza. Wyniki sondaży wskazywały jednak, że wystartować powinna raczej któraś z jego rywalek, Soledad Alvear lub Michelle Bachelet. Ostatecznie kandydatką została pani Bachelet, która nie tylko wygrała w wyborach, ale dziś cieszy się ogromną popularnością – i to nawet jeśli za jej kadencji krajem wstrząsnęła fala protestów studenckich, a władze krytykowano za słabą reakcję na trzęsienie ziemi w 2010 r.

Pani Flores González tego nie mówi, ale karty w partiach rozdają mężczyźni.

Kilka dni temu z tą prawdą musiała zmierzyć się Camila Vallejo, przywódczyni zbuntowanej młodzieży chilijskiej. Wielu wróży uroczej studentce geografii wielką przyszłość w szeregach partii komunistycznej, do której należy.

Przed taką pokusą jednak przestrzegł młodą działaczkę znany chilijski historyk Gabriel Salazar. Sędziwy uczony powiedział, że ładna i inteligentna działaczka może posłużyć starym wyjadaczom w partii jedynie do przyciągania wyborców. Salazar stwierdził, że dla młodej działaczki byłoby lepiej, gdyby porzuciła partię i skupiła się na pracy w ruchu społecznym. Partia komunistyczna to „maszyna, którą kierują starzy" – powiedział Gabriel Salazar, cytowany przez dziennik „El Mercurio".

Pani Vallejo oczywiście uznała przestrogi uczonego za maczystowskie. Jak się zdaje, nie przyjęła do wiadomości, że partiami politycznymi kierują doświadczeni gracze. Kobiety dopiero podjęły walkę o swoje miejsce w gronie rozdających karty w polityce.

Ameryka Południowa uchodzi za kontynent opanowany przez kulturę macho, ale właśnie w tej części świata najwięcej kobiet zajmuje najwyższe urzędy państwowe. Dziś – obliczył dziennik „New York Times" – jest ich pięć: prezydent Brazylii – Dilma Rousseff, Argentyny – Cristina Fernández, i Kostaryki – Laura Chinchilla, a także premier Trynidadu i Tobago, Kamla Persad-Bissessar, oraz Jamajki, Portia Simpson-Miller. Szósta pani polityk zapewnia, że do grona szefów państw latynoskich dołączy po wyborach prezydenckich w Meksyku 1 lipca.

Pozostało 93% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1026
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022