Korespondencja z Nowego Jorku
Według ogłoszonych zaledwie kilka dni temu oficjalnych danych Biura Spisu Powszechnego aż 46,2 miliona Amerykanów żyło w 2011 roku w ubóstwie – mniej więcej tyle samo co rok wcześniej. Próg biedy to według oficjalnych statystyk roczny dochód niższy niż 23,2 tys. dolarów na czteroosobową rodzinę. Profesorowie Bruce D. Meyer z University of Chicago oraz James X. Sullivan z University of Notre Dame uważają jednak, że liczba ubogich mieszkańców USA w ciągu minionych 30 lat zmniejszyła się znacznie i jest dziś mniejsza niż 10 procent 312-milionowej populacji. Ich zdaniem stosowana do tej pory metodologia badań nie uwzględnia zmian, jakie zaszły w ciągu minionego półwiecza.
Zły wskaźnik
Biuro Spisu Powszechnego opiera się bowiem na jednym wskaźniku – dochodów brutto gospodarstw domowych. Takie kryterium zaproponowała w 1963 roku ekonomistka Mollie Orshansky i od tego czasu niewiele w badaniach zmieniono.
Badania nie uwzględniają jednak innych świadczeń społecznych i ulg podatkowych, z jakich mogą korzystać osoby o ograniczonych dochodach – twierdzą dwaj naukowcy, którzy swój obszerny, ponad 70-stronicowy raport opublikowali w letnim wydaniu „Journal of Economic Perspectives". Nie ukrywają przy tym zdziwienia z powodu powszechnego przyzwolenia na posługiwanie się badaniami, które z założenia nie mogą być dokładne.
„Niewiele wskaźników makroekonomicznych jest obserwowanych z taką uwagą jak oficjalny wskaźnik ubóstwa – piszą w swojej pracy. – Na indeks ubóstwa często powołują się politycy, naukowcy oraz działacze, którzy wpływają na kształt programów społecznych decydujących o corocznym rozdziale 500 miliardów dolarów" – zauważają. Tymczasem stosowana od półwiecza metoda nie przystaje do nowych czasów.