Były minister obrony i departamentu ds. więziennictwa Bacho Achalaja, szef sztabu sił zbrojnych Giorgi Kalandadze i dowódca 14. brygady Zaza Szamatawa mogą usłyszeć zarzuty pobicia sześciu żołnierzy. Do incydentu – jak twierdzą śledczy – doszło w październiku zeszłego roku. Wojskowi złożyli zeznania. Prokuratura zamierza je ujawnić.
Po zatrzymaniu współpracowników Saakaszwilego opozycja oskarżyła premiera Bidzinę Iwaniszwilego o „prześladowanie przeciwników politycznych". Posłowie prezydenckiego Zjednoczonego Ruchu Narodowego przypomnieli, że Kalandadze i Szamatawa walczyli w wojnie z Rosją o separatystyczną Osetię Południową w 2008 r., a ich aresztowania „są na rękę wrogom na Kremlu".
Miliarder Iwaniszwili, który fortuny dorobił się w Rosji, wielokrotnie deklarował, że po dojściu do władzy zbada doniesienia o nadużywaniu władzy przez urzędników Saakaszwilego. Falę oburzenia wywołała ujawniona tuż przed wyborami sprawa ze znęcaniem się nad więźniami w zakładzie karnym w Tbilisi. Ujawnienie incydentu wywołało masowe protesty, a prezydent odnotował drastyczny spadek poparcia.
Gruziński politolog Aleksander Rondeli twierdzi, że do aresztowania ludzi prezydenta zmusiła przeciwników opinia publiczna. – Domaga się, by poleciały głowy winnych za incydent z torturami w więzieniu. To także cios w prezydenta, by skłonić go do ustępstw. Świadczy o tym zatrzymanie szefa Sztabu Generalnego, którego Saakaszwili osobiście mianował – mówi „Rz" Rondeli. I dodaje: – W Gruzji wielu teraz się zastanawia, czy będzie polowanie na czarownice. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, bo to do niczego nie prowadzi.
Kontrowersje wzbudza sprawa Achalai. Tuż po przegranej partii Saakaszwilego w wyborach parlamentarnych 1 października wyjechał on z kraju. Ale nieoczekiwanie wrócił. Jak mówił rosyjskiej gazecie „Izwestia", przebywał w Turcji i Niemczech, a wrócił, by odpowiedzieć na wszystkie pytania śledczych.