Biznes oszczędza na polityce

Niemieckie firmy łożą coraz mniej na partie polityczne. Interesują ich jednak nadal bliskie kontakty z politykami.

Aktualizacja: 04.01.2013 02:21 Publikacja: 03.01.2013 23:41

Niebezpieczne związki z biznesem prezydenta RFN Christiana Wulffa kosztowały go urząd

Niebezpieczne związki z biznesem prezydenta RFN Christiana Wulffa kosztowały go urząd

Foto: AP

W minionym roku na kontach niemieckich ugrupowań politycznych znalazło się o jedną trzecią mniej pieniędzy przekazanych przez biznes niż rok wcześniej.

Było to odpowiednio 2,03 mln euro w 2011 roku i zaledwie 1,3 mln w roku ubiegłym. Jak na kraj będący największą gospodarką europejską, to sumy doprawdy śmieszne. Taka jest oficjalna statystyka, ale dotyczy ona wyłącznie przekazów ponad 50 tys. euro.

Jedynie takie dotacją są rejestrowane w Bundestagu i trafiają do opinii publicznej. O mniejszych nic nie wiadomo. Wiadomo jednak, że biznes utrzymuje ścisłe kontakty z politykami za pomocą prawie dwóch tysięcy zarejestrowanych przy Bundestagu organizacji lobbystycznych.

Bez szacunku

– Jedno jest pewne, wiele firm nie chce się utożsamiać z określonymi ugrupowaniami w trosce o swój wizerunek. A to dlatego, że partie polityczne cieszą się coraz mniejszym szacunkiem obywateli – tłumaczy „Rz" prof. Gerd Langguth, politolog. Tak więc ani jednej darowizny w wysokości co najmniej 50 tys. euro nie otrzymała w roku ubiegłym postkomunistyczna Lewica.

Co ciekawe, także Zieloni. Za to marginalna Marksistowsko-Leninowska Partia Niemiec otrzymała aż 115 tys. euro od pewnego małżeństwa. Bawarska CSU ma po staremu największe kontakty z biznesem i stąd największe wpływy. Ugrupowanie kanclerz Angeli Merkel CDU o znacznie większej wadze politycznej niż CSU musiało się zadowolić 260 tys. euro. Tyle samo wpłynęło na konto socjaldemokratów z SPD. Blisko związani z biznesem liberałowie z FDP, ugrupowanie zmarginalizowane na własne życzenie, otrzymało całe 205 tys. euro.

Partia Mövenpick

Dziennik „Frankfurter Rundschau" szuka przyczyn stałego od lat spadku dotacji dla partii politycznych w aferach ostatnich lat. Najpierw z udziałem FDP i koncernu Mövenpick, a w roku ubiegłym z udziałem prezydenta Christiana Wulffa.

Został zmuszony do ustąpienia ze stanowiska w chwili, gdy okazało się, że korzystał z kredytów oraz posiadłości swych przyjaciół milionerów. Utrzymywał z nimi zażyłe stosunki jako szef rządu Dolnej Saksonii. Afera prezydenta wywodzącego się z CDU nie wyrządziła jednak większych szkód partii Merkel. Co innego z FDP. A to z racji tego, że przed wyborami w 2009 roku otrzymała od koncernu hotelarsko-restauracyjnego 1,1 mln euro. Gdy po wygranych przez chadecję wyborach utworzona została koalicja z udziałem FDP, liberałowie wymusili na swych partnerach obniżkę VAT na usługi hotelarskie. FDP nazywano wtedy Partią Mövenpick.

Tego rodzaju więzi polityki i biznesu odchodzą w przeszłość, tak jak wcześniej czarne kasy partyjne. Jeszcze nie tak dawno były regułą. Najlepszym przykładem był kanclerz Helmut Kohl, w którego czarnej kasie znajdowały się miliony. Były to nielegalne dotacje od przyjaciół z biznesu, których nazwisk Kohl do dzisiaj nie ujawnił. Nawet, gdy został skazany na 300 tys. marek (150 tys. euro) grzywny. Czarną kasę, w której zgromadziła 20 mln marek, miała także heska CDU.

Nowe zależności

Nie jest tajemnicą, że wielu polityków, w tym posłowie Bundestagu, biorą od koncernów ogromne pieniądze w majestacie prawa oficjalnie za usługi doradcze, w rzeczywistości za lobbing. Najświeższy przykład to Peer Steinbrück, były minister finansów koronowany obecnie przez SPD na kandydata na kanclerza, który miałby we wrześniu tego roku zastąpić panią kanclerz po wygranych wyborach.

Wyszły na jaw jego związki z biznesem i fakt , że jako deputowany Bundestagu zarobił dodatkowo 2 mln euro na wykładach i usługach doradczych. Za jeden z wykładów finansowanych przez pewną kancelarię prawniczą otrzymał 15 tys. euro, co było zgodne z prawem. Rzecz w tym , że kancelaria ta pracowała dla resortu finansów, gdy Steinbrück był ministrem, za co skasowała 1,8 mln euro.

Warto też wspomnieć byłego kanclerza Gerharda Schrödera, który przeszedł do Gazpromu po zakończeniu kariery politycznej.

Niemieckie koncerny oraz różne stowarzyszenia przemysłu utrzymują na swych listach płac setki pracowników utrzymujących stałe kontakty z politykami.

Z raportu Federalnej Izby Kontroli wynika, że  pięć lat temu to oni byli autorami prawie dwóch trzecich ekspertyz, propozycji rozwiązań i projektów decyzji, które szefowie resortów znajdują na swych biurkach. Jedna piąta ustaw Bundestagu miała swe źródło w pomysłach tej grupy lobbystów. Od tego czasu niewiele się zmieniło.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora p.jendroszczyk@rp.pl

W minionym roku na kontach niemieckich ugrupowań politycznych znalazło się o jedną trzecią mniej pieniędzy przekazanych przez biznes niż rok wcześniej.

Było to odpowiednio 2,03 mln euro w 2011 roku i zaledwie 1,3 mln w roku ubiegłym. Jak na kraj będący największą gospodarką europejską, to sumy doprawdy śmieszne. Taka jest oficjalna statystyka, ale dotyczy ona wyłącznie przekazów ponad 50 tys. euro.

Pozostało 91% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1017