Już ponad milion zniechęconych rosnącym bezrobociem i zaciskaniem pasa Hiszpanów podpisało się na platformie change.org pod apelem o dymisję Mariana Rajoya. Także socjalistyczna opozycja wyczuła krew i codziennie wzywa premiera do rezygnacji.
Lider socjalistów Alfredo Pérez Rubalcaba zarzucił Rajoyowi, że zamiast ratować gospodarkę Hiszpanii, sam stał się dla Hiszpanów poważnym problemem, bo wzywając rodaków do oszczędzania, przez lata przyjmował lewe pieniądze. Jak napisał w ubiegłym tygodniu dziennik „El Pais", w ciągu dziesięciu lat na konto rządzącej obecnie Partii Ludowej miały wpływać nielegalnie setki tysięcy euro od szefów firm, m.in. budowlanych, którym zależało na zdobyciu publicznych kontraktów.
Mariano Rajoy stanowczo zaprzeczył doniesieniom gazety i zapewnił, że nadal ma siłę (stoi za nim parlamentarna większość) i odwagę, żeby zmierzyć się z jednym z najtrudniejszych kryzysów gospodarczych, jaki przechodziła współczesna Hiszpania. Publicznie poparła go również kanclerz Angela Merkel i przedstawiciele MFW. Czy to wystarczy?
W dość zgodnej opinii hiszpańskich komentatorów szef hiszpańskiego rządu, małomówny, ale twardy Galicyjczyk, nie podda się bez walki. Tym bardziej że na potwierdzenie oskarżeń o korupcję brakuje na razie twardych dowodów.
Mruk, ale twardziel
Pasywność i brak charyzmy, co zawsze zarzucali Rajoyowi krytycy, to tylko pozory. W sąsiadującej z Galicją Portugalii popularne jest powiedzenie, że kiedy widzi się jakiegoś Galicyjczyka na schodach, to nigdy nie wiadomo, jakie ma zamiary: wchodzi czy schodzi. Jedno jest za to pewne – postawi na swoim. A Rajoy to typowy Galicyjczyk. Jeden z jego biografów, dziennikarz Graciano Palomo, określa go jako człowieka niewzruszonego. I tak też wydaje się postępować premier w obliczu poważnych korupcyjnych oskarżeń.