Korespondencja z Nowego Jorku
Amerykańskiej administracji grozi najpoważniejszy paraliż od czasu słynnego „zamknięcia rządu" w 1996 r. Wszystko dlatego, że republikanie i demokraci nie dogadali się przed 1 marca na temat sposobów redukcji gigantycznego długu publicznego USA.
Słowo „sekwestracja" (sequester) pojawia się we wszystkich amerykańskich mediach. Po kryzysie „klifu fiskalnego" z przełomu lat 2012–2013. Stany Zjednoczone zafundowały sobie kolejny, związany z finansami państwa. Ponieważ republikanie i demokraci nie osiągnęli porozumienia w sprawie ograniczenia deficytu budżetowego, 1 marca powinny wejść w życie automatycznie ograniczenia wydatków państwa federalnego.
Potem będzie już dużo gorzej. Przy 85 miliardach dolarów cięć, jakimi straszą politycy, cały budżet federalny zostałby ograniczony o około 2 proc. Części wydatków, stanowiących stałe zobowiązania państwa, nie da się jednak obniżyć. Dotyczy to między innymi obsługi bieżącego długu, świadczeń emerytalnych oraz ubezpieczeń zdrowotnych Medicare. Oznacza to, że niektóre resorty będą dotknięte mocniej od pozostałych. Według przedstawicieli administracji wydatki niezwiązane z obroną zostałyby obniżone o 9 proc., a budżet Pentagonu – aż o 13 proc. Pod koniec marca mogą już przestać całe agencje rządu federalnego.
W ostatnich dniach między republikanami a demokratami nie toczyły się żadne poważniejsze negocjacje, które pozwoliłyby na uniknięcie kryzysu. Dopiero na piątek prezydent zapowiedział rozmowy z czworgiem najbardziej prominentnych członków Kongresu. Będzie to pierwsze w tym roku tego rodzaju spotkanie z udziałem republikanów.