Gdy 30 ciężarówek wyposażonych w działka przeciwlotnicze podjechało przed gmach ministerstwa sprawiedliwości w Trypolisie, pracownicy resortu wiedzieli, co się zaraz wydarzy. Spokojnie wyszli. Trzy dni wcześniej, w niedzielę, podobne konwoje podjechały przed budynki MSZ i MSW. W ministerstwie spraw wewnętrznych wybuchły walki, ale MSZ uzbrojeni mężczyźni zdobyli i rozpoczęli tam blokadę. Na ścianach resortu wywiesili transparenty wzywające do przyjęcia ustawy, która wykluczyłaby z życia politycznego zwolenników reżimu obalonego dyktatora Muammara Kaddafiego.
Nie tylko Libijczycy mają duży problem z rozliczeniami z przeszłością. Niemal każdy naród, który staje przed tym wyzwaniem, jest tak samo wobec niego bezradny.
Nieostrożność można przypłacić wybuchem wojny, o czym przekonali się Irakijczycy. Po obaleniu Saddama Husajna członkom jego partii Baas zakazano udziału w życiu publicznym, dokładnie jak chcą tego teraz okupujący libijskie resorty. Irakijczycy posunęli się dalej i rozwiązali też armię.
Te kilka rozporządzeń wywołało trwającą do dziś zbrojną rebelię. Jak na ironię, w Libii za największe zagrożenie uważane są nie siły związane z dawną władzą, lecz odmawiające rozbrojenia bojówki, które obaliły Kaddafiego.
Jedną z nielicznych naukowych prób odpowiedzi na pytanie, jak narody rozliczają się z przeszłością, były obejmujące lata 1979–2004 badania prof. Kathryn Sikkink z Columbia University i prof. Carrie Booth-Halling z University of Minnesota. Na 192 państwa, w 50 powołano trybunały praw człowieka, w 34 komisje prawdy, a w 85 krajach – oba tego typu ciała.