Piotr Kowalczuk z Rzymu
Silvio Berlusconi został skazany w środę wieczorem przez Sąd Apelacyjny w Mediolanie za przestępstwa podatkowe na 4 lata więzienia i 5 lat zakazu sprawowania funkcji publicznych. Teraz wszystko zależy od Trybunału Konstytucyjnego, który może cofnąć proces do stanu z 2010 r., gdy sąd odbył rozprawę, mimo że Berlusconi nie mógł się na nią stawić. I od Sądu Kasacyjnego, który może skazanego uniewinnić. Technicznie Berlusconi pozostaje człowiekiem niekaranym. Zdaniem znawców funkcjonowania włoskiej machiny sądowniczej wszystko rozstrzygnie się jesienią.
Gdyby Berlusconi został skazany w kasacji, dzięki amnestii musiałby teoretycznie odsiedzieć tylko rok, choć ma już 76 lat i pewnie odbywałby karę w domu. O wiele boleśniejszy jest pięcioletni zakaz sprawowania funkcji publicznych. Wykluczyłby z życia politycznego praktycznie na zawsze człowieka, na którego w lutym głosy oddało 30 proc. Włochów, a z sondaży wynika, że gdyby wybory odbyły się teraz, wygrałby je z kilkupunktową przewagą nad nihilistycznym ugrupowaniem protestu Ruch 5 Gwiazdek komika Beppe Grillo.
To już 33. proces Berlusconiego. Poprzednie kończyły się uniewinnieniem lub przedawnieniem. Żadnemu Włochowi w historii nie wytoczono tylu procesów (trzy dalsze są w toku).
Berlusconi i jego otoczenie twierdzą, że lewica i sprzymierzona z nią część aparatu sprawiedliwości, bezsilni przy urnach, od 20 lat usiłują wsadzić swego politycznego rywala za kratki na podstawie dętych oskarżeń.