Korespondencja z Wilna
Narwiliszki, wieś w regionie solecznickim przy granicy z Białorusią. Przy płocie dzielącym Litwę i Białoruś cmentarz z polskimi grobami. Rodziny mogą je odwiedzać cztery razy w roku – wtedy otwierana jest granica dla mieszkańców wsi leżących po stronie białoruskiej. Gdy rozpadł się ZSRR, parafianie znaleźli się na Białorusi, a ich kościół i cmentarz na Litwie.
Zamek w Narwiliszkach litewska prezydencja wybrała jako miejsce spotkania europejskich dziennikarzy z ministrem spraw zagranicznych i ekspertami zajmującymi się Partnerstwem Wschodnim. Litewski rząd oficjalnie przekonuje, że państwa zza wschodniej granicy, które chcą zyskać korzyści z Partnerstwa Wschodniego (wolny handel, ułatwienia wizowe), muszą spełniać europejskie standardy demokracji i państwa prawa. W Narwiliszkach trudno było jednak oprzeć się przekonaniu, że dla Litwy wyznaczenie granicy UE na granicy dawnych sowieckich kołchozów jest zabiegiem sztucznym i przyciąganie wschodnich sąsiadów do UE warte jest dużych ustępstw. – Ewentualne sankcje gospodarcze wobec Białorusi nie mają sensu – stwierdził minister spraw zagranicznych Linas Linkevičius. A o Ukrainie mówił wprost: „Europejski projekt bez Ukrainy jest niekompletny".
Ambicją prezydencji litewskiej jest podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą podczas wileńskiego szczytu Partnerstwa Wschodniego w listopadzie. Litwa twierdzi, że trzeba naciskać na wprowadzanie przez Kijów standardów demokratycznych, ale trzeba pamiętać, że w razie niepowodzenia próżnię w regionie chętnie wypełni Rosja. Litwinom, którzy chcą się jak najbardziej uniezależnić od byłego okupanta, taka wizja bardzo się nie podoba. I gdy niektóre stolice europejskie mówią o braku standardów na Ukrainie, Wilno wskazuje na hipokryzję w traktowaniu Ukrainy i Rosji. – Nie podoba mi się, że stopień demokracji mierzymy dostępnymi zasobami ropy i gazu – powiedział Linkevičius.
Litwa sama wykorzystuje UE do uniezależnienie się od Rosji. Kraj ten musi kupować cały gaz od Rosji i to po cenach wyższych niż Niemcy. To ma się zmienić. – Bez unijnych pieniędzy nie bylibyśmy w stanie finansować alternatywnych dostaw – powiedział Jarosław Niewierowicz, minister ds. energii.