Już dziś negocjatorzy UE i USA rozpoczynają rokowania nad utworzeniem transatlantyckiej strefy wolnego handlu, największego tego typu porozumienia w historii gospodarczej świata. A to oznacza, że liczne pogróżki, jakie w ostatnich dniach wysuwali pod adresem Amerykanów przywódcy państw Wspólnoty, okazały się słowami rzuconymi na wiatr.
– Oburzenie Europy pod adresem Waszyngtonu wygląda trochę na komedię – komentował wczoraj „New York Times".
Tydzień temu „Der Spiegel", powołując się na informacje ujawnione przez Edwarda Snowdena, podał, że amerykańska Narodowa Agencja Bezpieczeństwa (NSA) tylko w samych Niemczech monitoruje 500 milionów połączeń telefonicznych i e-maili miesięcznie, a na stałym podsłuchu jest przynajmniej czterdzieści czołowych ambasad UE na świecie, w tym w Waszyngtonie i przy ONZ w Nowym Jorku.
– Przyjaciele nie podsłuchują się nawzajem. Czasy zimnej wojny się skończyły – oburzyła się następnego dnia kanclerz Angela Merkel. A prezydent Francji Francois Hollande ostrzegł, że „dopóki Amerykanie nie dadzą nam gwarancji, że podsłuchy zostały wstrzymane, nie widzimy możliwości rozpoczęcia rokowań o utworzeniu strefy wolnego handlu".
Do koncertu pogróżek przyłączył się też europarlament.