Oburzeni wygnaniem z pałacu prezydenckiego wybranego w demokratycznych wyborach Mursiego tym razem mieli się pojawić na ulicach całego Kairu. Od 3 lipca, gdy doszło do obalenia prezydenta, protestowali przede wszystkim przed meczetem Rabaa al-Adawija na północno-wchodnich przedmieściach stolicy. Rzadko zapuszczali się do centrum i na drugi brzeg Nilu. W poniedziałek, tysiące demonstrantów dotarło w okolice placu Ramzesa i do Gizy. skończyło się to starciami z policją i śmiercią siedmiu osób, rannych były setki.
Dzisiejsze protesty odbywają się pod hasłem "Porażka zamachu stanu". Strona internetowa Bractwa Muzułmańskiego opublikowała listę aż 18 meczetów na terenie wielkiego Kairu, spod których mieli wyruszyć demonstranci po zakończeniu piątkowych modłów "w 10 dniu ramadanu roku 1434" (to dzisiejsza data według kalendarza muzułmańskiego). .
Bractwo wezwało do podobnych protestów w całym Egipcie, w każdej prowincji ma być co najmniej jedna wielka demonstracja wykrzykująca :"Naród żąda końca puczu".
Eksperci spodziewają się, że nie wszystkie protesty będą przebiegały pokojowo.
- Bractwo Muzułmańskie chce krwi, po to, żeby mogło wystąpić w roli ofiary. Tym razem chce wyprowadzić na ulice więcej ludzi, by było bardziej krwawo i by zakłócić normalne życie - komentuje dla "Rz" prof. Said Sadek, politolog z Amerykańskiego Uniwersytetu w Kairze, jak większość przedstawicieli elit intelektualnych i klasy średniej krytyczny wobec islamistów.