Generał as-Sisi to mianowany w czasach Mursiego szef Najwyższej Rady Sił Zbrojnych i minister obrony. Od 3 lipca, gdy odsunął od władzy islamistycznego prezydenta, jest najważniejszym człowiekiem w Egipcie.
Otwarte jest pytanie, kto był najważniejszym człowiekiem do 3 lipca. Liberałowie, którzy dążyli do obalenia Mursiego, nie bez racji podkreślali, że na pewno nie on. Bractwo Muzułmańskie jest bowiem organizacją o wyraźnej hierarchii, Mursi był w niej poniżej co najmniej kilku braci, z przywódcą organizacji Mohamedem Badią na czele.
To portrety as-Sisiego noszą na demonstracjach zwolennicy nowych porządków. Zapewne dziś tych portretów będzie na egipskich ulicach wyjątkowo dużo.
W środowym przemówieniu generał postawił sprawę jasno: trzeba pokazać, jaki jest rozkład sił. Po drugiej stronie barykady są zwolennicy przemocy i terroryści. Dlatego „wszyscy Egipcjanie” powinni na ulicach poprzeć armię, by w razie czego czuła się upoważniona, żeby się z tą „ewentualną przemocą i terroryzmem” zmierzyć. Armia i wspierający ją politycy i publicyści coraz otwarciej nazywają przeciwników politycznych terrorystami. Bractwo zapewnia, że z przemocą nie ma nic wspólnego, a protesty są pokojowe.
– Bractwo ma taką taktykę: bojówkarze atakują policję i wojsko, potem uciekają, zaczynają się modlić, i udają niewinnych – tłumaczył „Rz” politolog Said Sadek, jak większość kairskich profesorów krytyczny wobec zwolenników Mursiego.