W wielkim Kairze są dwa miejsca, w których można się było poczuć tak, jakby miesiąc temu armia nie obaliła w Egipcie prezydenta. To najbardziej zasłużone dla oporu przeciwko nowym władzom okolice meczetu Rabaa al-Adawija w Nasr City na północnym wschodzie oraz plac Nahda w Gizie, na południowym zachodzie.
Pod Rabaa al-Adawija od miesiąca na stałe przebywają tysiące ludzi, śpią w namiotach czy pod drzewami. Czasem zorganizują marsz, często się modlą, czytają Koran. A co jakiś czas dołączają do nich kolejne dziesiątki czy nawet setki tysięcy zwolenników Mursiego i wtedy manifestacja trafia na czołówki zagranicznych mediów.
Ten ciągły protest od dawna nie podobał się armii i nowym władzom utworzonym przez przeciwników Bractwa Muzułmańskiego. W mediach (prawie wszystkie poparły obalenie prezydenta) w połowie lipca zaczęły się pojawiać głosy, że te tysiące osób koczujących pod meczetem nie pozwalają normalnie żyć mieszkańcom okolicznych bloków. Trudno im się przemieszczać, bo islamiści wprowadzili kontrole, sprawdzają wszystkich, którzy chcą wejść na teren samozwańczej republiki Mursiego. Na dodatek – tysiące koczowników to wielki problem higieniczny i sanitarny, a upały wielkie.
To przygotowało grunt do wydania zakazu protestu politycznych koczowników w Nasr City i w Gizie. MSW zapowiedziało w środę, że ich usuwaniem zajmie się policja. W oświadczeniu MSW są poważniejsze zarzuty, niż utrudnianie życia normalnym mieszkańcom. Jest mowa o zagrożeniu dla bezpieczeństwa narodowego i terroryzmie.
Co ciekawe, kilka godzin przed oświadczeniem wydanym przez resort spraw wewnętrznych protesty ostro skrytykował w wywiadzie dla telewizji ONTV minister turystyki Hiszam Zazu. Uznał, że szkodzą one i tak już borykającemu się z problemami sektorowi turystycznemu. Jest to o tyle zaskakujące, że meczet Rabaa al-Adawija jest z dala o typowych turystycznych szlaków. Bardzo blisko nich jest natomiast plac Tahrir, gdzie w lipcu manifestowali zwolennicy nowej władzy. Hiszam Zazu został mianowany ministrem rok temu przez Mursiego, ustąpił kilka dni przed jego obaleniem, by niedługo później trafić do gabinetu powołanego przez przeciwników Bractwa.