Chińska starość nie radość

Nakazując dzieciom opiekę nad rodzicami, władze Chin w istocie przyznają się do klęski polityki demograficznej.

Publikacja: 21.09.2013 01:25

Złote gody: obchodząca 50. rocznicę pożycia małżeńskiego para, czeka na przyjęcie do szpitala w mieś

Złote gody: obchodząca 50. rocznicę pożycia małżeńskiego para, czeka na przyjęcie do szpitala w mieście Jiaxing

Foto: AFP

Prawodawca (czyli Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych działające pod auspicjami Chińskiej Partii Komunistycznej) dokładnie określił, że we wprowadzonym tego lata prawie chodzi o „wsparcie ekonomiczne, opiekę i zapewnienie dobrego samopoczucia" starym, trudno dającym sobie radę rodzicom przez ich dorosłe dzieci. Aby nie pozostawiać im wymówek, określono, że osoby pracujące, które mają rodziców w odległych stronach (co w czasach wielkich chińskich migracji jest niemal regułą), mogą otrzymać dodatkowe 20 dni urlopu rocznie.

Nauki Konfucjusza

Na pierwszy rzut oka inicjatywa jest godna pochwały – w końcu szacunek dla rodziców (i w ogóle osób starszych) jest głęboko zakorzeniony w tradycji konfucjańskiej – jedna z zasad Konfucjusza mówi: „niech twoi rodzice będą blisko przy tobie". Zresztą odpowiada to uniwersalnym normom zapisanym chyba we wszystkich kręgach kulturowych świata, łącznie z chrześcijańskimi przykazaniami.

W Chinach prawo do emerytury – i to wcale nie dla wszystkich obywateli – pojawiło się dopiero 15 lat temu

Problem w tym, że nowe prawo w znacznie większym stopniu odbija społeczne i demograficzne problemy współczesnych Chin niż przywiązanie do myśli konfucjańskiej. Nie mówiąc o tym, że przez ostatnie dwa tysiące lat najróżniejsze władze w Chinach wykorzystywały nauki Konfucjusza do stawiania wyśrubowanych wymogów, które w praktyce mało kto spełniał.

Ba, sam Mistrz w realnym życiu miewał problemy ze zbliżeniem się do ideału. Dość powiedzieć, że wychwalający cnoty przykładnego synostwa Konfucjusz pod koniec życia nie potrafił odnaleźć grobu matki, nie mówiąc o tym, że żadne z licznych zapisków jego uczniów nie wspominają, by troszczył się o „wsparcie ekonomiczne, opiekę i zapewnienie dobrego samopoczucia" własnym rodzicom.

Dzisiaj prawo uchwalone w Pekinie ma też niewiele wspólnego z usankcjonowaniem miłości do rodziców i opiekuńczości. W oczach wielu komentatorów to raczej przyznanie się władz do poważnych problemów demograficznych, które zaczynają się właśnie wyłaniać z badań i statystyk. A także do klęski systemu emerytalnego i opieki społecznej po z górą trzech dekadach gospodarki rabunkowej w sensie nie tylko nadmiernej eksploatacji zasobów naturalnych Chin, ale także bezwzględnego wykorzystywania zasobów ludzkich.

Na początku rewolucji gospodarczej Deng Xiaopinga mało kto zawracał sobie głowę zabezpieczeniami emerytalnymi Chińczyków. Zresztą setki milionów ludzi uciekających z biednych wsi do miast w poszukiwaniu pracy były przede wszystkim falą młodych, zdesperowanych ludzi godzących się na każde warunki, byle zyskać nadzieję na lepsze jutro. O prawie do emerytury nawet nie słyszeli.

Chińczyk emeryt

Do 1997 r. nie istniał właściwie żaden znormalizowany system opieki emerytalnej, jedynie duże państwowe zakłady wypłacały byłym pracownikom skromne „zapomogi dla weteranów", a i to nieregularnie. Wreszcie 15 lat temu powstał system, który do 2011 r. z wolna objął 280 mln osób (a więc zaledwie 20 proc. populacji), głównie mieszkańców miast i pracowników przemysłu. W 2012 r. prawo do emerytury zostało rozszerzone na obszary wiejskie, ale i tak nie obejmuje jeszcze wszystkich zatrudnionych.

W praktyce system jest niejednolity. Każda prowincja, a nawet większe miasta ustalają własne zasady i pokrywają niedobory w kasie, same składki pracowników nie wystarczają bowiem na utrzymanie emerytów. Czasami okazuje się, że uboższe regiony nie mają po prostu pieniędzy na wypełnienie swoich zobowiązań wobec emerytów.

Właściwie jedyną kategorię pracowników, którzy mogą być spokojni o swoje przyszłe uposażenie emerytalne, stanowią urzędnicy państwowi. Są oni na tyle uprzywilejowani, że nie płacą nawet składek emerytalnych. W pewnym sensie to również konsekwencja myślenia w kategoriach konfucjanizmu, który funkcjonariuszy aparatu państwowego stawia wysoko w hierarchii społecznej.

Rozdrobnienie systemu powoduje jego nieefektywność i biurokratyzację. Np. ludzie w sile wieku obawiają się przeprowadzek, nawet jeśli mogą liczyć na lepszą pracę, bo spodziewają się problemów z przeniesieniem prawa do świadczeń. Zresztą nawet jeśli taki transfer jest możliwy, to niekiedy okazuje się, że wyliczona według innych zasad emerytura jest niższa. Jeśli pracownik przeniósł się bez oficjalnego zameldowania (hukou), to może w ogóle utracić sporą część świadczeń. Wreszcie niespójny system otwiera drogę do urzędniczych nadużyć – kilka lat temu w więzieniu skończył karierę Chen Liangyu, szef partii w Szanghaju, który dyskretnie przelewał środki z jednych funduszy emerytalnych na drugie.

Tak naprawdę ból głowy przywódców państwa chińskiego dopiero się zacznie, gdy skumulują się wszystkie niekorzystne tendencje demograficzne, których początek zauważono w danych statystycznych kilka lat temu. Nikt już nie próbuje zaprzeczać podstawowemu faktowi: liczebność Chińczyków w wieku produkcyjnym (czyli według pekińskich norm pomiędzy 19. a 59. rokiem życia) osiągnęła maksymalny poziom w roku 2010 i od tego czasu kurczy się o ok. 3 mln osób rocznie (a proces ten z czasem nawet przyspieszy). Liczba osób w wieku powyżej 65 lat ulegnie podwojeniu już w roku 2030. Po kolejnych 20 latach na jednego emeryta przypadać będzie 1,6 pracujących, co nawet przy niskim (a do tego czasu zapewne podniesionym) poziomie świadczeń stanie się poważnym problemem państwa.

Rodzice jedynaków

W Chinach powtarza się to, co wcześniej można było zaobserwować w Japonii czy w Europie – choć z zasadniczymi różnicami. Po pierwsze w krajach rozwiniętych problemu nie wywołała restrykcyjna polityka demograficzna państwa, jaką w Chinach była zasada jednego dziecka.

Gdy ją wprowadzano, wydawała się skuteczną barierą, która uchroni Chiny przed przeludnieniem i głodem. Dzisiaj eksperci tłumaczą, że się już przeżyła i powinna zostać zniesiona albo co najmniej zastąpiona „zasadą dwojga dzieci".

Władze jednak trzymają się jej uparcie i zapowiadają dopiero powolne, ostrożne luzowanie rygorów (suma kar nakładanych rocznie na rodziców „nadmiarowych" dzieci nadal przekracza równowartość 4,4 mld dolarów rocznie). Równie niechętnie rozważa się podniesienie wieku emerytalnego (obecnie to 55 lat dla kobiet i 60 dla mężczyzn), mimo że od lat 60. XX wieku, gdy go ustanowiono, średnia długość życia wydłużyła się w Chinach z 60 do 75 lat.

Wreszcie w odróżnieniu od państw rozwiniętych gwałtowny wzrost liczby ludzi w wieku emerytalnym nastąpi na długo przed osiągnięciem przez Chiny i ich społeczeństwo podobnego poziomu zamożności. Mimo rozwoju enklaw dobrobytu (głównie w nadmorskich prowincjach Chin) pod względem średniego dochodu mieszkańców Państwo Środka sytuuje się wciąż na poziomie Albanii albo średnio rozwiniętych państw Afryki (w drugiej potędze ekonomicznej świata PKB na głowę mieszkańca jest wciąż o ponad połowę niższy niż w Polsce).

Właśnie to wydaje się kluczem do wytłumaczenia nagłego, „konfucjańskiego" przypomnienia (i to pod rygorem sankcji prawnych) Chińczykom ich obowiązków wobec starych rodziców.

Pobożne życzenia

Państwo w dłuższej perspektywie najwyraźniej obawia się zapaści w systemie opieki nad seniorami, dlatego część zobowiązań chce przerzucić na barki obywateli. To sprytne posunięcie, obowiązki wobec rodziców wydają się bowiem tak oczywiste – niezależnie od tego, czy ktoś powołuje się na Konfucjusza, czy na wartości ogólnoludzkie – że nikt raczej nie odważy się wystąpić z wnioskiem o zwolnienie go z wywiązywania się z nich.

W praktyce jednak prawo musi pozostać w dużej części martwe. Około 200 mln Chińczyków migrujących za pracą nie wróci do swoich wiosek, by opiekować się rodzicami. W obecnej dramatycznej sytuacji na chińskim rynku pracy zapis w nowych przepisach o dodatkowym urlopie na opiekę nad rodzicami wywołuje tylko ironiczny uśmiech. Nawet mimo poruszających opisów w mediach smutnego losu pozostawionych samym sobie staruszków. Jak choćby samotnego starszego mężczyzny z Tianjin, który z objawami zawału serca usiłował bezskutecznie prosić o pomoc przejeżdżających kierowców.

Jak się okazało, nie było nawet kogo winić za brak dbałości o ojca, jego jedyny syn zmarł bowiem kilka lat wcześniej. Liczba takich „osieroconych" rodziców rośnie co roku o około 76 tys. i to też jedna ze smutnych konsekwencji polityki jednego dziecka.

Prawodawca (czyli Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych działające pod auspicjami Chińskiej Partii Komunistycznej) dokładnie określił, że we wprowadzonym tego lata prawie chodzi o „wsparcie ekonomiczne, opiekę i zapewnienie dobrego samopoczucia" starym, trudno dającym sobie radę rodzicom przez ich dorosłe dzieci. Aby nie pozostawiać im wymówek, określono, że osoby pracujące, które mają rodziców w odległych stronach (co w czasach wielkich chińskich migracji jest niemal regułą), mogą otrzymać dodatkowe 20 dni urlopu rocznie.

Pozostało 94% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021