– Nie wykluczam, że rząd powstanie dopiero w styczniu – twierdzi Andrea Nahles, wiceprzewodnicząca SPD. Konstytucyjnie rzecz biorąc, nie ma tu żadnych ograniczeń czasowych. Osiem lat temu oba największe ugrupowania na niemieckiej scenie politycznej potrzebowały 65 dni, aby dojść do porozumienia o utworzeniu rządu tzw. wielkiej koalicji.
Dzisiaj sytuacja jest zdecydowanie bardziej skomplikowana, przynajmniej dla SPD, która z czteroletniego okresu wspólnych rządów z ugrupowaniem Angeli Merkel wyszła zdruzgotana, tracąc rzeszę członków, sympatyków i poparcie całych segmentów społeczeństwa. SPD nadal nie ma pomysłu, jak uniknąć podobnego losu obecnie poza tym, że stara się podbić swą cenę w zbliżających się negocjacjach. Służy temu decyzja władz partyjnych, aby wynik negocjacji poddać pod głosowanie z udziałem 470 tys. członków SPD. Wydłuży to znacznie proces formowania rządu.
Reakcja CDU/CSU na plany SPD była natychmiastowa w postaci zaproszenia Zielonych na rozmowy sondażowe. – Różnice programowe pomiędzy tymi ugrupowaniami są zdecydowanie większe niż pomiędzy chadecją i socjaldemokratami – mówi „Rz” Kai-Olaf Lang, politolog z Fundacji Nauka i Polityka.
Zwraca też uwagę, że przeciągający się polityczny zastój w Berlinie nie służy dobrze procesowi zwalczania kryzysu w strefie euro. Formalnie rzecz biorąc, gabinet Angeli Merkel funkcjonuje do czasu utworzenia nowego rządu i sama pani kanclerz działa na arenie międzynarodowej bez jakichkolwiek ograniczeń. Jednak na jej postawę wpływa niepewność co do ostatecznego rezultatu negocjacji koalicyjnych.
Nie wiadomo, jaki kształt przybierze porozumienie SPD z CDU/CSU w sprawie uwspólnotowienia części zadłużenia państw zagrożonych, co postulują socjaldemokraci i czemu energicznie przeciwstawia się chadecja. Podobne rozbieżności dotyczą ostatecznego kształtu unii bankowej oraz innych spraw europejskich.