Z ujawnionych wczoraj przez Al-Dżazirę informacji wynika, że poziom radioaktywnego polonu 210 był 18-krotnie wyższy, niż przewidują normy. Naturalne występowanie tego pierwiastka w takim stężeniu jest wykluczone, co zdaniem ekspertów z Instytutu Radiofizyki w Lozannie może wskazywać na otrucie.
– Te wyniki świadczą, że to była zbrodnia, mord polityczny – mówiła wczoraj wdowa po Jaserze Arafacie, Suha.
Ci sami szwajcarscy specjaliści już w lipcu 2012 r. po analizie płynów organicznych pobranych z rzeczy osobistych Arafata podejrzewali, że mogło dojść do jego otrucia. Z tego powodu prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas wyraził zgodę na ekshumację szczątków, a naukowcom umożliwił pobranie próbek szpiku kostnego. Przekazano je do analizy trzem ekipom badawczym: szwajcarskiej, francuskiej i rosyjskiej.
Szef federalnej agencji analiz biologicznych Władimir Ujba już w ubiegłym miesiącu oświadczył, że „rosyjscy eksperci nie znaleźli śladów polonu", a to oznacza, że Jaser Arafat „nie mógł zostać nim otruty". Rosjanie podkreślali wówczas, że o tym, iż przywódca Palestyńczyków nie został zamordowany w ten sposób może świadczyć fakt, że nie miał objawów, jakie towarzyszą zatruciu polonem (chodzi m.in. o wypadanie włosów).
Szwajcarzy odpowiadali jednak, że zatrucie substancją radioaktywną sugerować mogą mdłości, wymioty, zmęczenie, biegunka i anoreksja, niewydolność wątroby i nerek, na które uskarżał się Arafat.