Prezydent Władimir Putin osobiście się przygląda polsko-amerykańskiej współpracy militarnej, a w szczególności planom zwiększenia obecności sił USA nad Wisłą. Wynika to z wypowiedzi szefa komisji ds. obrony i bezpieczeństwa Rady Federacji (wyższa izba parlamentu) Wiktora Bondarewa, cytowanego przez rosyjskie media. Według niego sytuacja znajduje się „pod kontrolą wyższego kierownictwa politycznego i wojskowego" i spotka się ona z „odpowiednią odpowiedzią". – To kolejny przejaw agresywnej i antyrosyjskiej polityki Waszyngtonu – komentował.
Jeszcze dalej posunął się wiceszef komisji zagranicznej Rady Federacji Władimir Dżabarow, który stwierdził, że zwiększenie obecności sił USA „nie będzie miało pozytywnych skutków". – Polska stanie się tarczą – przestrzegał. Zapewniał, że chodzi wyłącznie o „odwetowe uderzenie Rosji".
Głos zabrał też szef komisji zagranicznej Dumy Leonid Słucki, który mówił o „ekspansji NATO w Europie Wschodniej" i podkreślał, że rosyjscy wojskowi już pracują nad własnym planem działań. – To prowadzi do napięcia i wywołuje konfrontację na kontynencie – mówi Słucki, cytowany przez Ria Nowosti.
Tajny jak na razie plan Moskwy ma zostać ujawniony, gdy podpisana niedawno w Waszyngtonie deklaracja pomiędzy prezydentami Polski i USA zostanie zrealizowana. Chodziło m.in. o zwiększenie amerykańskiego kontyngentu w Polsce o tysiąc żołnierzy (obecnie ok. 4,5 tys.) i utworzenie bazy samolotów bezzałogowych.
– Jeżeli do tego dojdzie, wszystkie te obiekty znajdą się na celowniku rosyjskich rakiet, m.in. systemów obrony rakietowej Iskander. Wcześniej Polska nie była uważana za zagrożenie, teraz to się zmienia – mówi „Rzeczpospolitej" płk Igor Korotczenko, redaktor naczelny czasopisma „Nacjonalna Oborona", blisko związanego z rosyjskim resortem obrony. – Z naszej strony chodzi wyłącznie o działania odwetowe – dodaje. Zapewnia, że Polska „nie ma powodów do obaw".