– Rumunia zawsze wspierała i nadal będzie wspierać suwerenną, niezależną politycznie i integralną terytorialnie Republikę Mołdawii – takie słowa usłyszeli od rumuńskiego prezydenta akredytowani w Bukareszcie dyplomaci, którzy w środę przybyli na coroczne spotkanie z głową państwa.
Basescu podkreślił również znaczenie proeuropejskiego kursu Kiszyniowa, a także zwrócił uwagę na konieczność zniesienia unijnego reżimu wizowego względem obywateli Mołdawii. Podczas spotkania padły również oskarżenia względem Europy, która zdaniem prezydenta niewystarczająco reaguje na zagrożenia związane z tendencjami separatystycznymi wewnątrz Mołdawii.
Chodzi m.in. o zwołane przez parlament autonomii gagauskiej referendum, które ma określić preferencje integracyjne mieszkańców regionu – do wyboru głosującym zostaną przedstawione Unia Celna i Unia Europejska. Drugie pytanie będzie dotyczyć możliwej separacji republiki Gagauzji od Mołdawii w wypadku, gdyby ta utraciła suwerenność. Pomysłodawcy referendum, które odbędzie się 2 lutego, postrzegają tak wstąpienie mołdawskiego państwa do struktur unijnych.
Choć sprawa dotyczy regionu, który zajmuje 5 proc. republiki i jest zamieszkany głównie przez mniejszość gagauską (Gagauzi są spokrewnieni z Turkami, ich język przypomina turecki, ale tradycyjnie wyznają nie islam, ale prawosławie), sprawa elektryzuje mołdawskie społeczeństwo i władze. Ewentualna separacja Gagauzji stanowiłaby niebezpieczny precedens, który jeszcze bardziej skomplikowałby relacje pomiędzy Mołdawią a nieuznającym zwierzchnictwa Kiszynowia i większym Naddniestrzem. Środowe wystąpienie Traiana Basescu można było uznać za ważny głos poparcia władz Mołdawii.
Jednak zaledwie tydzień wcześniej rumuński przywódca na antenie telewizji B1 TV stwierdził, że należy rozpatrzyć wariant zjednoczenia Rumunii z sąsiednią republiką. Według Basescu, byłaby to alternatywa zabezpieczająca proeuropejskie pragnienia mołdawskiego społeczeństwa, gdyby władze w tegorocznych wyborach przejęli zwolennicy Unii Celnej. Wystąpienie rumuńskiego prezydenta odbiło się szerokim echem w Mołdawii. – Takie słowa to cios dla proeuropejskich władz w Kiszyniowie. – uważa Kamil Całus, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.