Kozacy ?z Prawego Sektora
Nazywają siebie Kozakami, udają pewność siebie, podkreślają, że teraz trwa już wojna. Mają poobijane palce, strupy na kostkach, większość dopiero co wróciła z Kijowa. Potwierdzają – tam pojechali wszyscy najbardziej radykalni i najsilniejsi od nich. W regionach zostali ludzie, którzy potrzebują odpoczynku i organizują im pomoc logistyczną, zbierają pieniądze, odzież, narzędzia walki. Z każdym zdaniem sprawiają jednak wrażenie coraz bardziej speszonych, a nawet nieśmiałych. Po moim wyjściu szybko potrafili jednak wrócić do hardej pozy. Są w końcu na wojnie.
Sam Lwów żyje protestem nie tylko w okolicach ulicy Wynnyczenki, gdzie znajduje się budynek OPA. Żywym i dynamicznym miejscem protestów są spontanicznie zorganizowane barykady, które szczelnie otoczyły siedziby lwowskich oddziałów Berkutu i wojsk wewnętrznych. Wybudowali je ludzie, którzy na niedawną wieść o planowanym przesunięciu kolejnych jednostek ze Lwowa do Kijowa skrzyknęli się poprzez portale społecznościowe i pocztę pantoflową. W ciągu kilku dni wyłoniono koordynatorów poszczególnych barykad, ludzie zaczęli wspierać protestujących. Regularnie przywożone jest drewno na opał, jedzenie, napoje, ale przede wszystkim elementy, które służą do wzmacniania blokady – zużyte opony, kawałki metalu, drewna, worki z lodem lub piaskiem.
Przy dziesięciu barykadach stoją grupki, które liczą po kilkanaście, kilkadziesiąt osób. Organizowane są patrole, które wyłapują prowokatorów i agentów służb ubranych po cywilnemu. Kontrolują one także czy siłowe jednostki władzy nie próbują się wydostać inną drogą. To wnioski z lekcji, którą otrzymali od żołnierzy wojsk wewnętrznych, którzy zdemontowali w jednym miejscu metalowy płot otaczający ich bazę i tamtędy próbowali wyjechać. Bezskutecznie – ich działanie dostrzegli rozlokowani w wieżowcu koło bazy obserwatorzy. W systemie zmianowym mężczyźni z wysokości kontrolują ruchy żołnierzy.
W wypadku niepokojącej aktywności od razu włączają streaming i za pomocą tableta podłączonego do routera robią relację w Internecie. Z ludźmi z dołu komunikują się podarowanymi krótkofalówkami.
Tutaj nikt już nie zrezygnuje, nie wykruszy się – mówi „Rz" Anatolij Martyniuk, lwowski malarz, obecnie koordynator jednej z barykad wokół bazy wojsk wewnętrznych. – Tu gra toczy się o przyszłość kraju. Ja sam walczę o lepsze życie dla moich wnuków, żeby przyszło żyć im w lepszym państwie niż mnie i mojemu synowi. Za to mogę pójść do więzienia, bo przynajmniej nie będę się wstydził, że nic nie zrobiłem – wyjaśnia Martyniuk.
Pamięć o Werbickim
Rozmawiamy przy płocie, na którym zawieszone jest zdjęcie Jurija Werbickiego, brutalnie zamordowanego przez „nieznanych sprawców" aktywisty Majdanu. Pytam, co oznacza dla Lwowa jego śmierć. – Werbicki stał się nowym ukraińskim aniołem, męczennikiem za sprawę – odpowiada Anatolij. – Jego śmierć dotknęła tak wszystkich, bo został zamordowany nie dlatego, że bił się z milicją, rzucał w nią koktajle Mołotowa czy szturmował budynki. Poniósł śmierć wyłącznie dlatego, że był na Majdanie. Po prostu był. Chciał wyrazić swoje zdanie i powiedzieć „nie" tej bandyckiej władzy. A oni go zabili...