Korespondencja z Brukseli
Spośród 21 nazwisk na unijnej liście osiem należy do Ukraińców krymskich, a 13 do obywateli rosyjskich. Jednak ci, którzy liczyli na znane nazwiska polityków czy biznesmenów, których obejmie zakaz wizowy i zamrożenie zagranicznych aktywów finansowych, srodze się zawiedli.
Wśród Rosjan jest trójka wojskowych oraz dziesięciu deputowanych, czyli – w warunkach rosyjskich – osób bez istotnego wpływu na politykę. Najwyższy rangą polityk to przewodniczący partii Sprawiedliwa Rosja oraz były szef Rady Federacji (izby wyższej parlamentu) Siergiej Mironow. Nie ma nikogo z administracji kremlowskiej czy rządu. Nie ma też oligarchów, choć jeszcze w ostatni piątek niemiecki dziennik „Bild" informował o liście kandydatów, na której mieli być szefowie Gazpromu i Rosnieftu.
Wczoraj jasne się stało, że te groźby obliczone były tylko na przestraszenie Rosjan, bo nikt w UE poważnie ich nie traktował. Czy Rosjanie się przestraszyli, okaże się dziś, gdy Władimir Putin będzie przemawiał do połączonych izb parlamentu.
Zaraz po zakończeniu spotkania ministrów spraw zagranicznych lista unijna była tajna. Staje się jawna w momencie jej publikacji w oficjalnym dzienniku urzędowym, bo wtedy sankcje wejdą w życie. Chodzi o to, żeby żaden z ukaranych nie wykorzystał czasu między ogłoszeniem sankcji a ich wejściem w życie i nie wycofał wtedy swoich pieniędzy z unijnych banków. Nazwisko Mironowa i domniemanie obecności innych polityków i wojskowych było więc informacją nieoficjalną, która potwierdziła się o godzinie 18.